Według stanu na dzień dzisiejszy do przekazania mam dwie
wiadomości. Dobrą i gorszą.
Dobra jest taka, że mamy bilety lotnicze na inny kontynent.
To już oficjalne. Pod koniec kwietnia znikamy.
Gorsza jest taka, że Pan Mąż, tak bardzo wyparł to co zrobił,
że kupowawszy bilet zapomniał mi dopisać człon nazwiska (własny człon zresztą)
i teraz w sumie nie wiem czy ten bilet mam czy nie. Nie ma opcji żeby kupowanie
biletów w naszym przypadku odbyło się w sposób normalny i cywilizowany. ZAWSZE
coś następuje. Podchodzę jednak do sytuacji ze stoickim spokojem bo co się będę
denerwować, gdy i tak świat ma swoje prawa do egzekwowania. Jak wyegzekwuje to
mu się znudzi.
Tym czasem na chacie mamy lekki armagedon bo postanowiliśmy odgruzować
garderobę. Państwo sobie w ogóle nie wyobrażają ile ton przedmiotów jest
człowiek w stanie zmieścić na pięciu metrach kwadratowych powierzchni. Naprawdę,
nie wiem jak to jest możliwe, ale cały lokal mieszkalny mamy zawalony gratami
po sufit. Na szczęście część odjechała wczoraj do rodziców mych zawalać im
strych (a właśnie, że zostawię ten rym, jest uroczy), część odjedzie wkrótce na
Podkarpacie. Cześć wyrzucam bez mrugnięcia okiem bo filozofia życia w szczęściu
i harmonii powiada, że mniej przedmiotów to mniej kurzu na nich. Odetchnę z
ulgą w piątek, gdy zamkniemy drzwi na klucz i pojedziemy w Polskę. Ciekawe
co dziecię na zakopiańskie klimaty powie. Wylosował takich rodziców, że nudy
nie ma.
0 komentarze:
Prześlij komentarz