No nie tak brzmiała umowa na
końcówkę bieżącego roku.
Umowa, w mojej wersji
wydarzeń zawierała obowiązkową choinkę, pierniki, niekupowanie prezentów,
goździki w grzanym piwie i pokazy slajdów, przy stopach poupychanych w ciepłe,
wełniane skarpetki.
Nie przypominam sobie
natomiast, aby zawierała fochy niebieskiej klempy, listę telefonów do
mechaników, wojny o kadry i kolory, wygasanie licencji oraz zimne piwo wypijane
w pojedynkę, bo druga strona odmawia kategorycznie i woli soczek, a już na
pewno nie było w niej zapisu o mrozach, ciemnościach i piżamie w żyrafę.
Nie jest dobrym pomysłem
powracanie w chwale z tropików, gdy po wyjściu z lotniska jest się narażonym na
grudzień.
Grudzień to jednostka
straszna i okrutna, która z mózgów robi szarą breję, a z kończyn niezgrabne
badyle. Gdzie moje kocie ruchy? Gdzie łagodne spojrzenie i głupi wyraz
uśmiechniętej twarzy? Wpasowałam się z mimiką w panujące warunki. Opadają mi
kąciki i pogłębiają się zmarszczki, te od wkurwu, nie te od śmiechu, co w moim
wieku jest niedopuszczalne i co powinnam czemprędzej powstrzymać.
Ale jak powstrzymywać w
grudniu?
W grudniu absolutnie się nie
da, wiem to ja, wie Współlokator, wiedzą sąsiedzi.
Tak było wczoraj.
W dniu dzisiejszym nastąpił
zwrot, a to za sprawą cudownych zajęć pt. akcje charytatywne ogarniane
kolegialnie.
Współlokatoru pozazdrościłam szlachetnego serca i zaangażowania, a najbardziej to dobrej karmy na przyszłość. W
Bangkoku nie zdobyliśmy się na uwalnianie żółwi i wróbli za pieniądze więc
jakoś tę karmę, dziwkę piegowatą, trzeba było przegonić. A że święta to i
okazji milion.
Ponieważ A. w boga wierzy
uznała, że kto jak kto, ale znany jej bóg w razie kryzysu materialnego nie
pomoże i szklanki wody na starość nie poda, więc postanowiła nazbierać uczynków
co, jak sama stwierdziła, w przyszłości wróci prawem bumerangu, ja natomiast uznałam
za stosowne podkarmić swoją dobrą karmę, bo jakaś ostatnio zabiedzona i
wykazywać się nie chce. Cóż lepszego na karmę niż cele szlachetne? Nic, więc w
pięć dni cały zakład został postawiony w stan gotowości.
Różnymi sposobami był
on stawiany, trzeba to uczciwie przyznać, w tym niektórymi nie do końca
legalnymi, nie powiem, ale także i uroczymi, bo machanie rzęsami było
grane, a o groźbach zapomnijmy, bo wcale nie były na serio, a i nie wypada na
głos opowiadać, gdyż nadal trzymam się wersji, że wszelkim gwałtem brzydzę się wprost organicznie. W każdym razie, wymusiłyśmy
na współpracownikach dary ofiarne i wypchanie skarbony i tylko to się liczy, a
nie metody, bo metody zostaną nam zapomniane, a karma tłusta pozostanie, tak.
Anyway, w pięć
dni za biurkiem wzniosła się konstrukcja z pudeł osiemnastu wypełnionych żywnością
suchą, długoterminową i dla pułku wojska, butlami wybielaczy, odplamiaczy i
mopem, workiem bucików dziecięcy numer dwadzieścia i cztery, kurteczek, szaliczków,
pluszaczków, gier edukacyjnych, mydełek w płynie, pampersów, oliwek do
delikatnych pupek niemowlęcych i czego
państwo szanowni mogliby sobie życzyć posiadając potomstwo w wieku lat dwóch.
Zaczynamy się obawiać o
przestrzeń życiową rodziny obdarowanej, ale duma nas rozpiera ogromnie, bo
takie niby sknerusie centusie, ale gdy co do czego, kilka wymachów rzęsami i
już.
Dobrze mi robi robienie
rzeczy autentycznie pożytecznych nie mających nic wspólnego z przekładaniem
papierów na pełen etat. Może czas podzielić swoje życie na więcej kawałków i
jeden poświęcić na przenoszenie darów dla powodzian, bo to przynajmniej ma cel
i sens wymierny, a i radość płynąca i satysfakcja dobrze robią na mózg. Nawet w
grudniu. Albo tym bardziej.
P.S.
Łikę, wykańczam zdjęcia,
konstruuję relację, poświęcam Azji.
Będzie dużo zdjęć i trochę
gadania, tu albo gdzie indziej jak tylko przemyślę, ale za chwilkę zabiorę was
tam, o ile wyrazicie życzenie, a teraz idę podziwiać śnieg, bo pada wielkimi płatami, które lubię najbardziej. Tylko kto mi jutro odkopie auto?
3 komentarze:
Ja chętnie odkopię. Ostatnich kilka dni nic nie robię, tylko majtam wielkim szpadlem i śnieg odgarniam (a ten u nas nie chce przestać padać).
Ja to akurat uwielbiam, gdy polska szaruga jesienno-zimowa jest drastycznie skracana przez zagraniczne eskapady, bo jakoś jej wtedy w ogóle nie zauważam (nawet jeśli eskapada jest także w klimacie szarugi, tyle że zagranicznej ;)
@ Żyrafo, pożycz szuflę ;)
@Bohaterze - nie no, skracanie tak, ale powracanie to już insza inszość, trust mi, prawie trzy tygodnie, a ja nieustannie dygoczę.
Prześlij komentarz