poniedziałek, 3 września 2012

Z innej beczki


Jak już wspominałam, we czwartek udaliśmy się ze Współlokatorem na kolegialne dziabnięcie w ramię. Po dziabnięciu w ramię durem brzusznym jedno z nas ma siniaka na pół ramienia, a  drugie czerwony gorący placek z wysypką.
Nie zmartwiłoby mnie to wcale, gdyby nie fakt, że następnego dnia strona internetowa gabinetu medycyny podróży, w którym daliśmy sobie naruszyć powłoki ciała, oświadczyła, że  
       Nie odnaleziono serwera
       Sprawdź, czy adres nie zawiera literówek.
       Jeśli nie można otworzyć żadnej strony, należy sprawdzić swoje połączenie sieciowe.
      Jeśli ten komputer jest chroniony przez zaporę sieciową lub serwer proxy, należy  sprawdzić, czy  program Firefox jest uprawniony do łączenia się z Internetem.


I już wiedziałam, że COŚ się dzieje. Nie dość, że przyleźliśmy z własnej woli, nie dość, że zapłaciliśmy dużo pieniędzy, to daliśmy sobie pokornie jak te cielęta prowadzone na rzeź, wstrzyknąć śmiertelnego wirusa, który wykończy połowę Europy Wschodniej, podczas gdy demoniczna pani dochtór czeka bezpiecznie ukryta w Ameryce Południowej, żeby przejąć władzę nad całym terytorium byłego ZSRR z przyległościami.
Dziś natomiast, gdy M. wyznała, że również dała się dziabnąć i po dziabnięciu zdrętwiał jej język, jestem już zupełnie przekonana, że to spisek ogólnoświatowy i że należy czempręzej umykać w tę dżunglę, bo cywilizacja śmierci nadciąga.

Zamawiam moskitierę i znikam.


3 komentarze:

współlokator pisze...

Chwilunia..jak to nieodpowiada???

Mandarynka pisze...

M przestała mieć drętwość, ale zaczęła mieć bóle fantomowe uda (kłucie było w ramię)

Caerme pisze...

Teraz już działa, ale to po to, aby zwabić kolejnych naiwnych - ja to wiem!!!

Prześlij komentarz