Czasami zdarza mi się napisać tu kilka słów o polityce, ale z reguły unikam oceniania historii. Nie znam się na niej. Zawsze mam z tyłu głowy myśl, że tak wielu rzeczy nie wiem, nie ogarniam ilości czynników, nie widzę całego obrazu i kontekstu, dlatego jak ognia unikam ocen i zajmowania stanowiska.
Dziś też wcale nie zamierzam wygłaszać z ambony powstańczych kazań. Nie powiem czy należy wstawać , czy należy siedzieć, mogę co najwyżej napisać, że nie należy buczeć, ale to już zupełnie inna historia.
Przeglądając internety, rzuciły mi się natomiast w oczy dwa kontekstowe zdjęcia i to je chciałabym Szanownemu Państwu przedstawić, bo w zestawieniu wstrząsnęły mną i zamieszały.
Tak sobie moim mózgiem blondynki myślę, że pamięć o historii jest ważna i potrzebna, bo poskutkować może, w zestawieniu z odrobiną krytycznego spojrzenia, świadomością i zrozumieniem, ale chyba są rzeczy ważniejsze, czego my, naród z krwią i blizną, zdajemy się nie rozumieć.
Dziś. Gdzieś. W jakimś miejscu na świecie, dzieci nadal biorą udział w wojnach dorosłych. Biegają z karabinami i maczetami, padają ofiarami działań albo tracą kończyny na polach minowych, tam gdzie wojny już nie ma, chociażby w Kambodży, do której zamierzam się wybrać jako bogata turystka z Europy.
Czasami czuję przerażającą niemoc.
Spycham ją głęboko w podświadomość, razem z całą wiedzą, żeby mnie nie uwierała, żeby pozwalała spokojnie żyć własnym życiem i martwić się nieistotnymi, z punktu widzenia tragedii wojny i absolutu śmierci, problemami. Żebym mogła poświęcić całą uwagę zarabianiu pieniędzy, które wydam na takie życie, jakie sobie wymyśliłam.
Ani moja wina, ani zasługa, że urodziłam się w czasach pokoju w centrum bogatej Europy, że nie mam na podwórku zakamuflowanych min przeciwpiechotnych ani nikt nie celuje do mnie z kłasznikowa, że nie paraliżuje mnie strach na dźwięk silnika przejeżdżającej furgonetki.
Doskonale potrafię poradzić sobie ze świadomością, że o pięć godzin lotu stąd są miejsca, gdzie dzieci zamiast grać w podchody, ukrywają się w obozach uchodźców. Umiem zapominać, bo wcale nie chcę zwariować, ale czasami, tylko czasami, muszę pozwolić, żeby mnie to dotknęło, poczuć wyrzuty sumienia, że tak mało robię, choć mogłabym nieporównywalnie więcej! Muszę zaburzyć sobie święty spokój, zrobić coś, wykonać gest, wyrzec się czegoś, podzielić się, żeby nie ulec złudzeniu. Żeby nie zapaść się w nieświadomości, w wywołanej z premedytacją amnezji i ślepocie.
Nieczęsto popadam w taki ton, więc mam nadzieję, że wybaczycie prostą refleksję.
6 komentarze:
Wybaczymy (My, Kot), bo to mądra refleksja.
Ja nie wybaczę. Kontynuj :). Z refleksją Ci do twarzy
mikolaj / mikitwist.blox.pl
Lepiej nie, bo występuje cienka granica między powagą, a nadętą, patetyczna śmiesznością, której wolałabym jednak nie przekraczać.
Łatwiej założyć czapkę z dzwoneczkami ;)
Miewam podobnie. Wiem jednak, że gdybym przynajmniej raz dziennie zadręczała się tym, że ja coś mam, a inni nie, bo żyją w biedzie i czasach wojny, to sfiksowałabym.
Pomyśleć, że kiedyś marzyłam, by pojechać na misję pokojową...
Ta czapa jeszcze bardziej wpycha w reflesję jej nosiciela, z tym że wszystko jest oficjalnie pół-żartem, pół-serio
mikolaj / mikitwist.blox.pl
Żyrafo, robię wszystko żeby nie wariować ;)
Miki - właśnie tak ma być, bo nadęcie tylko odbiera, rzadko kiedy dodaje.
Prześlij komentarz