Sytuacja w kraju wygląda tak, że ani na centralną narodową strefę kibica w Warszawie pod PEKiNem, ani na OWF nie można wnieść nawet pół profesjonalnego aparatu fotograficznego.
Można pstrykać sweet focie z ręki za pomocą komórki i nagrywać filmiki w jakości HD, ale nie można wnieść ludzkiego obiektywu, bo przecież oczywiste jest, że właściciel nie zamierza nim robić fajnych zdjęć, nie myśli on o niczym innym jak zabić kogoś swoją ciężką puchą za kilka tysi nowych polskich, niszcząc ją nieodwołalnie. Albo, że wykorzysta uwieczniony wizerunek artysty, któremu zrobi serię zdjęcie z tłumu pod sceną, giciarsko wykadrowaną z poziomu czubka głowy kilku najbliżej stojących osób i nie daj borze, zarobi na niej grube miliony albo, nie daj borze bardziej, umieści na fejsbuku, naruszając tym samym dobra osobiste artysty oraz niezidentyfikowanego właściciela potylicy. No doprawdy.
To że nie wolno wnosić noży, maczet, pałek, paralizatorów, kijów od miotły i parasolek (lol) to ostatecznie mogę zrozumieć, ale czemu wolno wnieść smartpfona, a nie wolno lustrzaneczki to mnie się w malusieńkiej główce nie mieści i koniec. Jak ja mam przeżywać, skoro moje wszelkie przeżycia od jakiegoś już czasu z zapałem utrwalam na cyfrowej matrycy? Będzie mi źle oraz niekomfortowo, a także jestem mocno zniesmaczona oraz wykazuję niezrozumienie dla tego typu działań opresyjnych!
Proszę, ażeby na przyszłość organizatorzy imprez masowych wzięli moje uwagi głęboko do serca, no.
Z pewnością wspominałam, że lubię koncerty, ale czy wspominałam, że lubię piłkę nożną? Nie mam odruchu typu błeee dwudziestu dwóch facetów w kolorowych gaciach i skarpetkach za jedną czarno-białą piłką z wywalonymi językami, co za nudy i o co w ogóle w tym chodzi? Co to, to nie. Jako była dziewczyna byłego piłkarza, krzyczę OFFSIDE! wraz z komentatorem, emocjonuje się na kanapie i domagam zimnego piwa. Nie ujawniam, że przyczyną pierwotną jest kształt pośladków i ud piłkarzy, bo wiem, że w trakcie trwania meczu przestaje zwracać uwagę na pośladki i uda, a zaczynam przeżywać dynamikę podań, precyzje wykonania stałych elementów gry oraz entuzjastycznie namawiam do ataku losowo wybraną drużynę, tą w której składzie stwierdziłam obecność najzgrabniejszych łydek ewentualnie fajnych tatuaży i szałowych fryzur (opaseczki na włosy rls!). Tak to mniej więcej wygląda. Także dziś kibicuję. Może nawet namaluję sobie na twarzy barwy narodowe, bo mimo że od patriotyzmu trzymam się z daleka, to podoba mi się ten biało-czerwony festiwal i chętnie w nim pouczestniczę przez chwilę.
A jutro zedrę gardło na koncercie i też będzie zajebiście.
Czy ja coś więcej potrzebuję do szczęścia?
Nie wydaje mi się ;)
update
A także w ramach narodowego święta zakupiłam właśnie piękne kolczyki z piór w barwach narodowych, cudne i prześliczne. Lans będzie na dzielni, a jak ;)
2 komentarze:
Khm, wtorek...? :D
Jest to bardzo prawdopodobne ;)
Prześlij komentarz