Napisałam notkę.
Taką o Cerberach i pazurach, czarnych kotach i wronach. Nawiązująca w stylu i nastroju do najlepszych czasów tego bloga, gdy mhrok snuł się od akapitu do akapitu, a czarna smoła oblepiała bogate, gotyckie metafory.
A dwudziesty pierwszy wiek ma swoją opinię na ten temat i gdzieś moje wynurzenia. Skasował je na amen, bezpowrotnie.
Potraktujmy to zatem jako sygnał-znak i nie będziemy odtwarzać tego, co najwyraźniej NIGDY NIE POWINNO UJRZEĆ ŚWIATŁA DZIENNEGO!
Very well.
Po ośmiu godzinach wyłażę z tej kompani karnej, powłócząc wszystkimi kończynami. Przebywanie przez cały dzień w otoczeniu trzech przekup, których twarze nie mają w zwyczaju zamykać się nawet na ułamek pierdzielonej sekundy, powoduje u mnie myśli bardzo brzydkie i bardzo krwawe.
Nigdy w życiu nie byłam niczym tak potwornie zmęczona, jak przebywaniem przez osiem godzin w nieustannym hałasie o wysokiej częstotliwości. W okolicach czwartej sama już nie wiem czy zabić kogoś, siebie, czy usiąść i rozpłakać się z bezsilności i zmęczenia.
Jestem na regularnych torturach. Codziennie, Przez osiem godzin dziennie. CODZIENNIE!
I czuję, że rezerwy mojej cierpliwości zaczynają topnieć w tempie zastraszającym, a poziom agresji, jaki wzrasta z każdym dniem, poważnie zaczyna martwić.
Dobrze, że do domu rowerem dziesięć kilometrów, zmęczenie rozładowuje stres, ale to raczej nie pomoże na dłuższą metę, podobnie jak słuchanie muzyki nie jest żadnym rozwiązaniem.
Coś czuję, że zaczynam docierać do ściany.
Nie wykurzyły mnie stąd intrygi ani polityka niższego szczebla.
Nie wygoniło zamrożenie płac w sferze budżetowej.
Nie zniechęciło marnowanie publicznych pieniędzy i niewydolność systemu.
Nie załamał poziom kompetencji.
Ale takiego nieustannego hałasu i napierdalania przez cały boży dzień, od świtu bladego do późnego popołudnia, o bzdurach i pierdołach nie zniosę żadną miarą. O nie.
Także drodzy Państwo czytający (z własnej woli) te słowa – błagam was z tego oto miejsca – nie napierdalajcie jęzorem swym bez sensu i o dupiemaryni tylko dlatego, że cisza wam jest szczerze niemiła i w obecności własnych, dobrze słyszanych myśli czujecie się nieswojo. Pomyślcie o bliźnim, który niekoniecznie zawsze i wszędzie łaknie jak cholerna kania cholernego dżdżu dźwięku głosu waszego.
Zamknijcie czasami japy i zajmijcie umysł myśleniem, choćby to miało być rozwiązywanie sudoku na poziomie czwartoklasisty, a będziecie mieć moją dozgonną wdzięczność i szacunek po wsze, kurwa, czasy.
Dziękuję.
Będzie piosenka tygodnia. Druga w tym tygodniu, wiem, ale pan Chris zaczyna w rankingu niebezpiecznie zbliżać się do boskiego Jareda, wobec tego nie mogę sobie odmówić.
A teledysk, no cóż, każdemu jego porno, ale jak dla mnie straszna chała.
Dowidzenia. Idę na rower. Może szalone pedałowanie przez dziesięć kilometrów pomoże na myśli o masowych mordach.
Baj
4 komentarze:
I jak się czują twoje, za przeproszeniem, mordy? ;D
o tak, na napierdalanie przez dzień boży reaguję podobnie. nie znoszę. łączę się :)
@ kot - nie wiem, wole nie pytać bo mogę dostać odpowiedź, która zajmie trzy godziny.
@Porta - każde wsparcie na wagę złota! Dzięki ;)
Niektórzy nie lubią ciszy, bo wtedy może zabija ich to co mają w głowie, albo otumania pustka :)
Jest jedno rozwiązanie - musisz tam zostać szefem!
Prześlij komentarz