piątek, 25 maja 2012

She cares, that's her problem



Czy ja jestem wulgarna?
Takie oto pytanie zadaję sobie coraz częściej, zwłaszcza gdy w przypływie emocji soczysta kurwa wymknie się z mych usteczek malinowych w mało stosownym momencie.
Wszystko zwalam na poziom stresu, jaki gwarantuje mi zakład pracy, a także wrony, między które byłam wlazłam nieświadomie, albo raczej które mnie otoczyły w trakcie zawirowań historycznych.
Nawet teraz, gdy o tym pisze, po mózgu kołacze mi się myśl, że „potwornie rozpuściłam mordę”.

Nie ma co zwalać na emocje i otoczenia, sama sobie jesteś winna waćpanno i najwyższa pora zacząć się kontrolować. Jestem zdania, że damie nie przystoi rzucanie chujami i kurwami na cztery strony świata, a także ekspresja ekspresją, ale polski język jest tak bogaty, że można by przestać popadać w banał o źródłach pod budką z piwem.

Do rozważań natchnęła mnie przed chwilą wysłuchana audycja w TokFM na temat legalizacji marihuany. Bardzo dobra audycja, bardzo popieram inicjatywę i podpisuję się wszelkimi piśmiennymi kończynami pod projektami łagodzenia prawa dla trawki w kieszeniach, a argument, który do mnie najbardziej przemawia ze wszystkich to porównanie skutków działania marihuany i alkoholu, którego jak wiemy nikt delegalizować nie zamierza, bo byśmy wszyscy wyschli jak rodzynki, nieprawdaż. Nie to żebym miała cokolwiek naprzeciwko napojom wyskokowym, co to, to nie, używam i korzystam oraz przynoszą mi radość, oddalają ból istnienia i rozwiązują, zawiązany na co dzień w skomplikowany węzeł, język. Ale że alko i agresja w jednej idą parze nikogo ni trzeba przekonywać, co innego Mary Jane, która jest królową pokoju i wyluzowania. Także no. Pan Gość Audycji raczył coś wspomnieć, że pacjenci różnych instytucji opiekuńczych, mający problemy natury psychicznej, walczą z bólem istnienia, korzystając z legalnego obiegu farmaceutyków, ale także z mniej legalnego – marihuany i alkoholu w postaci, uwaga, MÓZGOJEBÓW. Dokładnie i precyzyjnie powtarzam nazwę specyfiku, gdyż dzięki niej udało mi się opluć zielona herbatą (jaśminową) monitor, klawiaturę i okoliczne sterty dokumentów oraz prawie i ostatecznie udusić się ze śmiechu.

Spotkałam się z tą, hm, wiele mówiąca nazwą kilkakrotnie, ale nigdy na antenie ogólnopolskiego radia. Stąd moje pytanie na temat, pytanie do siebie, a nie do Pana Gościa Audycji, bo jakiekolwiek święte oburzenia są mi obce i ohydne. Pilnuję własnego podwórka, a moje podwórko kurwami stoi i chyba czas najwyższy z tym skończyć.

Przy okazji sprawy toczącej się na polu służbowym stwierdzam również z przykrością, że Polska dla obcokrajowca to przekleństwo i kataklizm. Zwłaszcza dla Amerykanów i Kanadyjczyków. Zwłaszcza, gdy muszą sobie poradzić z urzędami, prawem geodezyjnym, cywilnym, o stosunkach międzysąsiedzkich nie wspominając. 
Chciałabym, żeby w programach szkolnych były lekcje wyrozumiałości, tolerancji, wyjazdy zagraniczne i kursy, w ramach których, uczeń zapoznaje się ze zjawiskiem odmienności kulturowej. W moim środowisku służbowym absolutnie nikt nie jest w stanie pojąć, że załatwianie spraw urzędowych w obcym języku to koszmar i horror, a zrozumienie polskich realiów prawnych może być nie do pojęcia dla kogoś, kto całe życie mieszkał w ogarniętym i uporządkowanym kraju.
Czasami jest mi wstyd.
I przykro.

9 komentarze:

G! pisze...

Popieram!

Caerme pisze...

Ale co? WSZYSTKO ?:P

Kot.Pik pisze...

Ja osobiście popieram podwórko z kurwami, moje podobnie wygląda oraz nie popieram plucia zieloną jaśminową, bo jest dobra i szkoda jej ;)
Oraz nie używam nic zielonego do celów palenia, aczkolwiek kryminał za posiadanie na użytek własny lub/oraz innych uczestników imprez wspólnych uważam za idiotyzm z gatunku wszelakich.

G! pisze...

Popieram szystkie mądre wnioski :)

Bohaterpozytywny pisze...

A jaki jest obecnie ulubiony wulgaryzm Pani, tudzież najczęściej używany? ;)

Caerme pisze...

KURWA! :D

Kot.Pik pisze...

Ładnie ;)

Bohaterpozytywny pisze...

Bardzo konserwatywnie :)

Caerme pisze...

No wiem, nudy, ale to rrrrrr w środku jest takie mrrrrr :D

Prześlij komentarz