Wracałam w niedzielę, po dwunastu godzinach w przybytku nauki i myślałam o tym, że koniecznie, ale to koniecznie muszę tu napisać o ludziach. O tym jak mnie trzymają przy życiu i jak bardzo ich lubię, a niektórych nawet kocham, że przy całym moim pustelnictwie i silnej potrzebie bycia samej ze sobą uwielbiam poznawać, słuchać, niekoniecznie samej gadać ale czasami też.
Że ludzie mnie zachwycają.
Wszystko pewnie dlatego, że jak już wyłażę z pustelni to rzucam się głową w wir zdarzeń i cały czas coś się dzieje, ktoś jest obok, z kimś rozmawiam, z kimś wymieniam myśli i energię.
Ale nie napiszę.
Bo nie mam siły.
Wczorajsze przesilenie narastało od rana jak zapowiedź lawiny.
Rozdrażnienie, złe wiadomości, łzy tuż pod powieką ale dzielnie trzymane w ryzach do samej osiemnastej trzydzieści, ból gardła, kłucie w klatce, zimne dłonie.
Ostatkiem sił wyłączyłam komputer, zgasiłam światło, oddałam klucz w kancelarii i wyszłam w ciemną już o tej porze noc.
Zimno, kurde, i ciemno, i tak w cholerę potwornie źle, że tylko schować się pod kocykiem z islandzkiej owcy, przytulić ciepłą krowę i udawać, że nie istnieję.
Bo nie ma dla kogo w drodze z pracy kupić łososia, bo nie ma nikogo, kto zamknąłby mnie w ciepłych dłoniach i pozwolił przez jedną, krótką chwilę poczuć się jak dziecko, komu można by na moment oddać odpowiedzialność i dorosłość i po prostu bezpiecznie odpocząć. Eksploatuję resztki zgromadzonej energii, gnam do domu wyprzedzając na moście (140 km/h jakieś 10 pkt karnych i 500 nowych polskich mandatu) i czasami jest mi absolutnie wszystko jedno.
Źle w hui, poczucie własnej wartości skurczyło mi się do rozmiaru bakterii, bo jestem gruba (lol), mam zmarszczki, nie mam mózgu ani siły żeby pokazać światu palec środkowy w powszechnie znanym geście buntu, w żołądku węzeł, a w głowie młot pneumatyczny napierdalający z pasją.
No i trudno.
PMS,SPM,SMS.
Przywykłam, nie panikuję, normalny tryb dobowo – miesięczny. Jutro, najdalej pojutrze coś znowu kliknie w istocie szarej, ciało odpali kolejne zapasy energii, a ja znowu udam, że nic się nie stało, że mi dobrze i tak jak chcę.
W oszukiwaniu siebie jestem absolutnym mistrzem świata.
Przynajmniej miałam bardzo piękny sen na końskiej dawce paracetamolu.
Występowało w nim moje życie, uśmiechnięte tak pięknie, że dech zapiera. Wracaj bo tęsknię jak pies.
Borze, chyba mam gorączkę.
1 komentarze:
http://www.youtube.com/watch?v=6VE6rMq5wmg
Prześlij komentarz