poniedziałek, 31 października 2011

Bo ja bym chciała do Narsarsuaq

Mam wrażenie, że absolutnie cały świat ma dziś wolne tylko ja, jak ten robol parszywy, podbijam o ósmej kartę na zakładzie i wyglądam tęsknie przez okno. Pusto, cicho, szaro, co ja tu robię?
Pociesza mnie myśl, że nie stoję w tym momencie w jakimś gigantycznym korku na żadnej z krajówek, nie drepczę pod cmentarzem z wątpliwej urody kwieciem i toną obrzydliwych, czerwonych zniczy w plastikowej reklamówce, odstrojona jak stróż w boże ciało, natapirowana, wyperfumowana, strzelająca oczami w kierunku sąsiadów, którzy zawsze mają podejrzanie perfekcyjnie wypastowane lastryko.

Kto by pomyślał, że dokładnie rok temu opalałam się pod Lechworkiem.
A dwa lata temu?
(po)Tężnie w Ciechocinku i Toruń, a nawet tama we Włocławku.
Szlag by trafił taką pamięć.


Zmieńmy temat może.

Dzięki uprzejmości Eliny, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz – buźka i wieeelkie dzięki ;), przeczytałam w końcu, zaaresztowaną przez sąd nasz powszechny, tę książkę o której na łamach blogusia swojego czasu marudziłam.
I teraz sprawa jest taka, że nie bardzo wiem od której strony ugryźć wątek.
W zasadzie to nie ma sensu zagłębiać się w tematykę środowiskowo-sądową ale może pokrótce. Tło powieści to podróż na Grenlandię, której celem jest udokumentowanie wcześniejszej wyprawy dwójki polskich wspinaczy, autorów nowej, super trudnej drogi – Golden Lunacy, wytyczonej na grenlandzkim klifie QuaQarssuasia. Eskapada początkowo była ogromnym sukcesem (E i D dostali za nią Jedynkę 2007), po czym okazało się, głównie za sprawą szczegółów zawartych w książce, że trudność i spektakularność wyczynu została oceniona nieco na wyrost. W środowisku zawrzało, Jedynkę odebrano, książka jest za kratami, a w sądzie toczy się proces o naruszenie dóbr osobistych dwójki bohaterów.
Z zaciekawieniem śledzę zamieszanie w środowisku, bo to trochę taka Anna Maria Wesołowska online, trochę temat dla rozważań o zaufaniu, trochę zabawa w małego detektywa, ale nie o tym tu chciałam.

Zawsze się zastanawiałam co jest ze mną nie tak, że nie potrafię odnaleźć w życiu swojego miejsce, że nieustannie gdzieś mnie gna, że mam w sobie ogromnie silną potrzebę prowadzenia ciekawego życia (ciekaworobienia – to z SŻM), a jednocześnie jestem uwieziona w mackach codzienności i głęboko wdrukowanej odpowiedzialności. Stoję sobie w rozkroku pomiędzy chęcią rzucenia wszystkiego w diabły i realizowanie projektu szkoły nurkowania gdzieś na australijskim kontynencie, a szukaniem równowagi, dorosłości i stabilizacji na polskiej ziemi (pokrytej krwią i blizną, a jak!) i jest to rozkrok niewygodny oraz męczący.
I o tym rozdarciu oraz ambicji prowadzenia ciekawego życia jest ta książka. Z pewnością nie jest to wielka literatura, styl i fabuła pozostawiają wiele do życzenia ale o dziwo, odpowiada w jakimś stopniu na pytania, które sama sobie zadaję. Ile można poświęcić dla ciekawego życia? Jak bardzo można się uwikłać w złe i destrukcyjne relacje, żeby mieć to szczególne poczucie życia naprawdę. Jak bardzo można się zapędzić w szukaniu wrażeń zapominając kompletnie o tym co ma ogromną wartość, a jest blisko i za czym wcale nie trzeba pędzić na koniec świata, najwyższą górę czy najczarniejsze odmęty BlueHole.

Bo albo wolność jest w nas albo jest gdzie indziej.
Czasami mam wrażenie, że ci na których patrzymy z pełnym podziwem, myśląc że kto jak kto ale oni są wolni naprawdę, bo podróżują, bo realizują pasje, często są tak samo uwikłani w sidła własnego umysłu i gonienia króliczka, jak chłop przywiązany obowiązkami do swojej zagrody.

Wyjątkowo osobiście odebrałam tę lekturę.
Sama zapłaciłam okropnie wysoką cenę za ciekaworobienie, za podziw i miłość do wolności, która, jak nie trudno zgadnąć, w końcu i tak stała się klatką i salą tortur w jednym.
Tym bardziej nie wiem czy polecać. Dla mnie El Chorro na dzień dobry było bardzo miłym wstępem, a uwagę skupiałam na interesującym mnie wątku oraz smakowaniu wspinaczkowego slangu ale obiektywnie rzecz ujmując to jednak trochę to wszystko za płytkie, trochę nie tak napisane.

I tym optymistycznym akcentem, a także dobranoc (bo już, znowu, oczywiście, ciemno!).

21 komentarze:

Kot Pik pisze...

Nie destrukcyjne życie też może być bardzo ciekawe, wbrew pozorom.

Caerme pisze...

Każde życie może być destrukcyjne i to ciekawe i to nieciekawe.
Każde życie może być ciekawe i to destrukcyjne i niedestrukcyjne.
Truizmy panie.

Chodzi o to że niektórzy maja zwichnięty mózg.

Mandarynka pisze...

czy ja mam Cię do Pruszkowa zaprosić, żebyś się łaskawie uspokoiła, hę? ;D

Kot Pik pisze...

Nie chciałbym pozbawiać Cię Twojego doła, czy może bardziej wbijać Cię do większego, ale uważam, że raczej tylko niektórzy nie mają zwichniętego mózgu ;)

@Mańka - tak, zaproś ją :D

Bohaterka pisze...

Praca - ja też pracowałam, więc piątka! A książką zaintrygowałaś ;-)

Co do rozterek, to zwichnięcie można naprawić/zaleczyć ;-) A tak naprawdę nasuwa mi się na myśl jedno słowo - RÓWNOWAGA. Ale to oddzielny duuuży wątek

Kot Pik pisze...

Książka mimo, że jak napisała Ker Mi, nie jest pisana językiem idealnie literackim przez duże Li, to dobra jest z różnych względów.

siberry pisze...

Ja pracowałam. POGANIE nie uznają tego święta :)

Caerme pisze...

@Mania - :D Ja tam nie wiem czy cokolwiek pomoże (chyba że jest jakiś Pruszków na Alasce) ale nie mam nic przeciwko próbom i testom na żywym organizmie ;)

@HeroOfTheDay (od dziś taki masz nick na tym blogusiu i bardzo mi przykro:P) - Równowaga oraz złoty środek to są niedoścignione ideały! ;) W kązdym razie w moim przypadku niedoścignione ;)

@Kot.p - A skąd Ty wiesz co w tej książce piszczy? Nie wieżę żeś czytał.

@Sib - poganom wybaczamy ;) tzn ja wybaczam z bezpiecznej odległości, nie wiem jak Ty ;)

Mandarynka pisze...

e, moja osiedlowa fontanna grająca odę do radości na pewno pomogłaby na zwichnięty musk. musiałybyśmy tylko przyodziać jakiś woal na łeb, plus okular słoneczny, bo tam paparazzi zdjęcia trzaskają.

Kot Pik pisze...

@Ker Mi - wierzę to przez "rz" ;P A poza tym błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli ;P

@Mańka - to z woalem na głowie i okularem słonecznym żaden paparazzi na pewno Was nie rozpozna ;D

Caerme pisze...

Łeeee pszeprszm, idę się zapaść pod ziemię.
Od teraz wstyd się ze mną pokazać nawet przed fontanną grająca odę, woale będą konieczne bo mój face zna pół kraju, a także wiadomo już że nie wiem jak napisać wierzę, wieżę... Dżizaaassss ja chcę do domu.

[wali głową w biurko]

Kot Pik pisze...

Luuuuuuz ;)
Jak Ty masz alergię na krzywe, tak ja na ortografię ;)

Caerme pisze...

Problem w tym że ja też mam na ortografię! I jak mi się zdarza taki bysior to mam ochotę wbic sobie ołówek w oko!

Kot Pik pisze...

Powstrzymaj drastyczne rozwiązania ;)

Caerme pisze...

Ale ja nie wiem jak funkcjonować w społeczeństwie z takimi dysfunkcjami :P

Kot Pik pisze...

Społeczeństwo niech się martwi, nie Ty ;)
Poza tym - myślisz, że z ołówkiem w oku będzie Ci się lepiej funkcjonowało? ;)

Bohaterka pisze...

@Caerme - HeroOfTheDay?! (pik - to cytat tylko ;-)
Mam nadzieję, że mnie nie obrażasz >;-?
I ja ty chcesz dziewczyno Jareda poznać, jak Ty nawet w równowagę swoją nie wierzysz?! ;-D

Caerme pisze...

Nie obrażam trust me! ;)
Ja go nie chcę poznawać ja chcę tylko żeby no wiesz... ;) Poza tym jakbym mogła wymagać od Ciebie tego typu działań gdyby z moją równowaga wszytko było ok? Nie wierze w nią ooo nie i mam ku temu twarde podstawy ;)

Mandarynka pisze...

Olka!!! Ojacie, Rysio z Tobą ćwierka!!! ;))

(Rysio rzondzi, baj de łej. Kiedyś byłyśmy na imprezie, na której też był w celach opromieniania imprezy swą celebrycką personą, oddychał tym samym powietrzem i nawet zajrzał przyjaciółce w dekolt, to też się liczy, PRAWDA? :D)

Caerme pisze...

No w końcu jakaś adekwatna reakcja!
To jest dopiero lans ćwierkać z Ryszardem.

(Liczy się ale przyjaciółce, Ty ciągle masz zaległości towarzyskie maj dir)

Anonimowy pisze...

Najważeniejsze w życiu jest posiadać ( a jak nie to wzbudzić w sobie ) wielkie i dobre pragnienia. :)

mikitwist.blox.pl

Prześlij komentarz