Mam wrażenie, że absolutnie cały świat ma dziś wolne tylko ja, jak ten robol parszywy, podbijam o ósmej kartę na zakładzie i wyglądam tęsknie przez okno. Pusto, cicho, szaro, co ja tu robię?
Pociesza mnie myśl, że nie stoję w tym momencie w jakimś gigantycznym korku na żadnej z krajówek, nie drepczę pod cmentarzem z wątpliwej urody kwieciem i toną obrzydliwych, czerwonych zniczy w plastikowej reklamówce, odstrojona jak stróż w boże ciało, natapirowana, wyperfumowana, strzelająca oczami w kierunku sąsiadów, którzy zawsze mają podejrzanie perfekcyjnie wypastowane lastryko.
Kto by pomyślał, że dokładnie rok temu opalałam się pod Lechworkiem.
A dwa lata temu?
(po)Tężnie w Ciechocinku i Toruń, a nawet tama we Włocławku.
Szlag by trafił taką pamięć.
Zmieńmy temat może.
Dzięki uprzejmości Eliny, którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam i jeszcze raz – buźka i wieeelkie dzięki ;), przeczytałam w końcu, zaaresztowaną przez sąd nasz powszechny, tę książkę o której na łamach blogusia swojego czasu marudziłam.
I teraz sprawa jest taka, że nie bardzo wiem od której strony ugryźć wątek.
W zasadzie to nie ma sensu zagłębiać się w tematykę środowiskowo-sądową ale może pokrótce. Tło powieści to podróż na Grenlandię, której celem jest udokumentowanie wcześniejszej wyprawy dwójki polskich wspinaczy, autorów nowej, super trudnej drogi – Golden Lunacy, wytyczonej na grenlandzkim klifie QuaQarssuasia. Eskapada początkowo była ogromnym sukcesem (E i D dostali za nią Jedynkę 2007), po czym okazało się, głównie za sprawą szczegółów zawartych w książce, że trudność i spektakularność wyczynu została oceniona nieco na wyrost. W środowisku zawrzało, Jedynkę odebrano, książka jest za kratami, a w sądzie toczy się proces o naruszenie dóbr osobistych dwójki bohaterów.
Z zaciekawieniem śledzę zamieszanie w środowisku, bo to trochę taka Anna Maria Wesołowska online, trochę temat dla rozważań o zaufaniu, trochę zabawa w małego detektywa, ale nie o tym tu chciałam.
Zawsze się zastanawiałam co jest ze mną nie tak, że nie potrafię odnaleźć w życiu swojego miejsce, że nieustannie gdzieś mnie gna, że mam w sobie ogromnie silną potrzebę prowadzenia ciekawego życia (ciekaworobienia – to z SŻM), a jednocześnie jestem uwieziona w mackach codzienności i głęboko wdrukowanej odpowiedzialności. Stoję sobie w rozkroku pomiędzy chęcią rzucenia wszystkiego w diabły i realizowanie projektu szkoły nurkowania gdzieś na australijskim kontynencie, a szukaniem równowagi, dorosłości i stabilizacji na polskiej ziemi (pokrytej krwią i blizną, a jak!) i jest to rozkrok niewygodny oraz męczący.
I o tym rozdarciu oraz ambicji prowadzenia ciekawego życia jest ta książka. Z pewnością nie jest to wielka literatura, styl i fabuła pozostawiają wiele do życzenia ale o dziwo, odpowiada w jakimś stopniu na pytania, które sama sobie zadaję. Ile można poświęcić dla ciekawego życia? Jak bardzo można się uwikłać w złe i destrukcyjne relacje, żeby mieć to szczególne poczucie życia naprawdę. Jak bardzo można się zapędzić w szukaniu wrażeń zapominając kompletnie o tym co ma ogromną wartość, a jest blisko i za czym wcale nie trzeba pędzić na koniec świata, najwyższą górę czy najczarniejsze odmęty BlueHole.
Bo albo wolność jest w nas albo jest gdzie indziej.
Czasami mam wrażenie, że ci na których patrzymy z pełnym podziwem, myśląc że kto jak kto ale oni są wolni naprawdę, bo podróżują, bo realizują pasje, często są tak samo uwikłani w sidła własnego umysłu i gonienia króliczka, jak chłop przywiązany obowiązkami do swojej zagrody.
Wyjątkowo osobiście odebrałam tę lekturę.
Sama zapłaciłam okropnie wysoką cenę za ciekaworobienie, za podziw i miłość do wolności, która, jak nie trudno zgadnąć, w końcu i tak stała się klatką i salą tortur w jednym.
Tym bardziej nie wiem czy polecać. Dla mnie El Chorro na dzień dobry było bardzo miłym wstępem, a uwagę skupiałam na interesującym mnie wątku oraz smakowaniu wspinaczkowego slangu ale obiektywnie rzecz ujmując to jednak trochę to wszystko za płytkie, trochę nie tak napisane.
I tym optymistycznym akcentem, a także dobranoc (bo już, znowu, oczywiście, ciemno!).
21 komentarze:
Nie destrukcyjne życie też może być bardzo ciekawe, wbrew pozorom.
Każde życie może być destrukcyjne i to ciekawe i to nieciekawe.
Każde życie może być ciekawe i to destrukcyjne i niedestrukcyjne.
Truizmy panie.
Chodzi o to że niektórzy maja zwichnięty mózg.
czy ja mam Cię do Pruszkowa zaprosić, żebyś się łaskawie uspokoiła, hę? ;D
Nie chciałbym pozbawiać Cię Twojego doła, czy może bardziej wbijać Cię do większego, ale uważam, że raczej tylko niektórzy nie mają zwichniętego mózgu ;)
@Mańka - tak, zaproś ją :D
Praca - ja też pracowałam, więc piątka! A książką zaintrygowałaś ;-)
Co do rozterek, to zwichnięcie można naprawić/zaleczyć ;-) A tak naprawdę nasuwa mi się na myśl jedno słowo - RÓWNOWAGA. Ale to oddzielny duuuży wątek
Książka mimo, że jak napisała Ker Mi, nie jest pisana językiem idealnie literackim przez duże Li, to dobra jest z różnych względów.
Ja pracowałam. POGANIE nie uznają tego święta :)
@Mania - :D Ja tam nie wiem czy cokolwiek pomoże (chyba że jest jakiś Pruszków na Alasce) ale nie mam nic przeciwko próbom i testom na żywym organizmie ;)
@HeroOfTheDay (od dziś taki masz nick na tym blogusiu i bardzo mi przykro:P) - Równowaga oraz złoty środek to są niedoścignione ideały! ;) W kązdym razie w moim przypadku niedoścignione ;)
@Kot.p - A skąd Ty wiesz co w tej książce piszczy? Nie wieżę żeś czytał.
@Sib - poganom wybaczamy ;) tzn ja wybaczam z bezpiecznej odległości, nie wiem jak Ty ;)
e, moja osiedlowa fontanna grająca odę do radości na pewno pomogłaby na zwichnięty musk. musiałybyśmy tylko przyodziać jakiś woal na łeb, plus okular słoneczny, bo tam paparazzi zdjęcia trzaskają.
@Ker Mi - wierzę to przez "rz" ;P A poza tym błogosławieni, którzy nie widzieli, a uwierzyli ;P
@Mańka - to z woalem na głowie i okularem słonecznym żaden paparazzi na pewno Was nie rozpozna ;D
Łeeee pszeprszm, idę się zapaść pod ziemię.
Od teraz wstyd się ze mną pokazać nawet przed fontanną grająca odę, woale będą konieczne bo mój face zna pół kraju, a także wiadomo już że nie wiem jak napisać wierzę, wieżę... Dżizaaassss ja chcę do domu.
[wali głową w biurko]
Luuuuuuz ;)
Jak Ty masz alergię na krzywe, tak ja na ortografię ;)
Problem w tym że ja też mam na ortografię! I jak mi się zdarza taki bysior to mam ochotę wbic sobie ołówek w oko!
Powstrzymaj drastyczne rozwiązania ;)
Ale ja nie wiem jak funkcjonować w społeczeństwie z takimi dysfunkcjami :P
Społeczeństwo niech się martwi, nie Ty ;)
Poza tym - myślisz, że z ołówkiem w oku będzie Ci się lepiej funkcjonowało? ;)
@Caerme - HeroOfTheDay?! (pik - to cytat tylko ;-)
Mam nadzieję, że mnie nie obrażasz >;-?
I ja ty chcesz dziewczyno Jareda poznać, jak Ty nawet w równowagę swoją nie wierzysz?! ;-D
Nie obrażam trust me! ;)
Ja go nie chcę poznawać ja chcę tylko żeby no wiesz... ;) Poza tym jakbym mogła wymagać od Ciebie tego typu działań gdyby z moją równowaga wszytko było ok? Nie wierze w nią ooo nie i mam ku temu twarde podstawy ;)
Olka!!! Ojacie, Rysio z Tobą ćwierka!!! ;))
(Rysio rzondzi, baj de łej. Kiedyś byłyśmy na imprezie, na której też był w celach opromieniania imprezy swą celebrycką personą, oddychał tym samym powietrzem i nawet zajrzał przyjaciółce w dekolt, to też się liczy, PRAWDA? :D)
No w końcu jakaś adekwatna reakcja!
To jest dopiero lans ćwierkać z Ryszardem.
(Liczy się ale przyjaciółce, Ty ciągle masz zaległości towarzyskie maj dir)
Najważeniejsze w życiu jest posiadać ( a jak nie to wzbudzić w sobie ) wielkie i dobre pragnienia. :)
mikitwist.blox.pl
Prześlij komentarz