poniedziałek, 5 września 2011

Zieleń rządzi

Ze względu na stan zdrowia, a także zgodnie z obietnicą daną samej sobie spędziłam calutki weekend w domowych pieleszach, czym muszę się pochwalić na blogasku bo to rzecz niezwykła i nienaturalna, za to zdecydowanie pochwał godna, tym bardziej, że wszystko odbywało się z daleka od butelek, kieliszków, a także w klimacie zdrowego żywienia i odpoczynku. Nie był to jednak weekend leniwy i stracony, o nie. Całą sobotę, zgodnie z planem prozdrowotnym ganiałam po piętrach z detergentami i odkurzaczem zezując co chwila na relacje z mistrzostw świata. Z największym upodobaniem i niemym zachwytem śledzę konkurencje sprinterskie bo ja mam, drodzy państwo, niestety ewidentną słabość do ciał wysportowanych i spoconych. I przyznać muszę otwarcie, że hitem numer jeden stał się niejaki Usain Bolt, chłopiec ten budzi we mnie emocje skrajne i przyznać otwarcie należy, nastoletnie. Ta zwierzęca siła, ten kipiący testosteron, tupet i pewność siebie granicząca z arogancją, dowcip i jamajski uśmiech, no sami pomyślcie...
Upodobania to zgubne i niebezpieczne ale odkąd zakończył się okres kanadyjski w moim życiu spadła też ilość okazji do strzelania oczami w kierunku zgrabnych tyłeczków i ud odzianych w obcisłe spodenki. W sumie szkoda ale zawsze pozostają relacje z imprez lekkoatletycznych, ostatecznie także rozgrywki pucharu UEFA.

Szczególnej formy rozrywki dostarczył natomiast rodzinie MyLovingFather. Uśmiechnięty i ogromnie z siebie zadowolony zawalił kuchnię tonami świeżego kopru, piertuchy, lubczyku, ogórków, śliwek, chrzanu i innych aromatycznych płodów matki ziemi. Oszałamiający zapach ogrodu ogarnął cały dom, zmuszając wszystkich do nierównej walki z tą wybujałą zielenią. Słoiki, zalewy, pojemniczki, koper we włosach, zapach na dłoniach, słońce muskające policzki.
Chciałabym kiedyś stworzyć taki właśnie dom, z dużym, drewnianym stołem w kuchni, śladami psich łap, ziołami w ogródku, śmiechem, zaczepkami, rozmowami pod lipą w gronie najbliższych. Taki dom jak mój, w którym wszyscy się po prostu lubią, mają o czym gadać i rozumieją się bez słów. Taki dom to skarb choć ani sterylny, ani spokojny, ani uporządkowany.

Odpoczęłam, odetchnęłam, nastroiłam się przy słoikach do jesiennej tonacji i tak sobie myślę, że bez tego zaplecza, bez tego domu wariatów, już dawno sama bym zwariowała.
Strasznie kocham to miejsce na ziemi, moje miejsce, bo bez względu na to gdzie się włóczę po świecie, gdzie mieszkam, gdzie żyję, tam zawsze jest Dom.
I tym oto rozczulającym akcentem zostawiam państwa z pytaniem czy każdy ma taki Dom, czy tylko mi się wydaje, że jestem szczęściarą?

5 komentarze:

kot pik pisze...

Nie, nie każdy ma. Dlatego nie wydaje Ci się, że jesteś szczęściarą, tylko naprawdę nią jesteś.

Mandarynka pisze...

zdajsię jesteś.

mistrzostwa świata fuuuuuuuuu:)))

kot pik pisze...

Ano fuuuuuuuuuuuuuuu ;)
1 medal na conajmniej dziesięć naprawdę możliwych do osiągnięcia, to nie jest coś, do oglądania czego bym się przyznawał ;P

Sorry, jeśli nie wiadomo, co piszę, ale jestem nieco nietrzeźwy ;D

Caerme pisze...

Tu nie o medale chodzi tylko o piękno i męską urodę w obŚcisłych spodenkach ;) Nie, wy się absolutnie nie znacie, o!

kot pik pisze...

Hmmm... jeśli chodzi o urodę w obcisłych spodenkach, to zawsze wolałem Monikę Pyrek ;)

Prześlij komentarz