Czy ja, aby na pewno muszę się tak irytować, przejmować i przeżywać?
Dałabym sobie raz spokój z tym całym bajzlem w pracy.
No nie mam impregnacji na głupotę i bezmyślność, na standardy dziurawe jak sito i na „nie wie lewica, co robi prawica”, czyli na harmonijny chaos.
W sumie, nie ja będę jadła tę żabę więc nerwica mode off …
Głowa mnie boli od nadmiaru emocji i wrażeń, a wieczór zapowiada się intensywnie i ponownie w oparach wina. Popadam w nałogi z nadzwyczajną łatwością, a to dlatego, że sama nie wiem co by mi zrobiło dobrze. To znaczy wiem ale jest to jakby zupełnie poza moim zasięgiem (za wszystko inne zapłacisz karta MasterCard albo da się jakoś zorganizować) i dlatego uciekam się do używek wszelakich (przy okazji pytanie, czy książki należy zaliczać do wachlarza używek? Bo ja miewam ewidentne objawy odstawienia, a także czuję lekką panikę na myśl o braku dostępu do dealera).
Coś bym tu sobie poskrobała smętnego, zapłakała chętnie nad własnym żałosnym lekko losem, ponarzekała na niesprawiedliwości wszelkie, pochlipała, poszurała kapciuszkami w niebieskiego tygrysa ale jakoś tak mi wstyd nawet sama przed sobą. Żale kieruje na pólnocny-zachód jako forma terapii pielęgnując w ten sposób narastający wkurw. Zdecydowałam jednak, że lepszy wkurw niż zionąca pucha.
Przed wszelkimi pustkami czuję strach i respekt chyba, że jest to pustka w formie ogromnej plaży, oceanu, przestworzy, wtedy pozostaje jedynie respekt i cała masa zachwytów. Ale pustki w innych wymiarach są zUe!
Dlatego trzeba się napić wina w babskim gronie, słomianych mam, bo nawet notka mi się nie chce skleić w logiczną całość, a publiczne bredzenie z pominięciem sensu jest … bez sensu.
Coś czuję podskórnie, że jutro będę się bardzo za siebie wstydzić, z wielu względów ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz