Zdaje się, że przesadziłam z tą hibernacją. Zimno rzekomo idealnie działa na utrzymanie poziomu jędrności miejsc strategicznych oraz opóźnia pewne mało pożądane procesy, co nie jest bez znaczenia w świetle moich ostatnich obliczeń, że pozostało mi nie więcej jak dziesięć lat w miarę atrakcyjnej powłoki zewnętrznej. Co jednak nie znaczy, że chowanie się w igloo na całe miesiące, a także przywykanie do takiego stanu, jest wskazane.
Gdy zaczynam sama siebie zaskakiwać zimną obojętnością na pewne sytuacje znaczy to, że nie jest dobrze i należy w trybie pilnym zaprzestać krioterapii bo jeszcze zostanie mi tak na dłużej.
A ja wcale nie lubię siebie w wydaniu zimnej suki. Jasne że tak łatwiej. Zmarszczek nie przybywa, widmo wrzodów się oddala, zburzenia snu koszmarem minionej epoki jedynie, najlepiej mi samej ze sobą i swoim światem zapełnionym po brzegi dźwiękami, słowami, myślami, kombinacjami w stylu – najpierw nauczę się jeździć konno, a potem zagram w filmie, najlepiej kostiumowym. Bardzo wszystko pięknie ale trochę się oddalam od orbity i tracę poczucie realności.
No sorry, jeżeli mi, MI! wkurw mija w 30 sekund to nie jest to normalne.
A ja niestety wiem z czego to wynika. Robi mi się zwyczajnie już wszystko jedno. Fakt, że trochę sobie to zaplanowałam ale nie spodziewałam się żadnych spektakularnych efektów. A tu prosz, szanowni państwo, wypisz wymaluj CUBA jak z obrazka.
Może wobec tego uda się przemeblowanie życiowe.
Ale nie wróżę z fusów, zaczekam cierpliwie dyndając nóżkami i zaplatając warkoczyki.
A poza tym.
Brak mi inspiracji.
Stosik na szafce przy łóżku wyparował, co oznacza, że na miły bóg, nie mam co czytać! Muzycznie też jakoś jestem nie teges bo nawet nowego Roguckiego nie przyjęłam dousznie. Ale to wszystko zwalam na ekonomię, drożejący cukier i paliwa płynne, dług publiczny, oraz brak stałego dostępu do Empiku, a także fakt, że niestety, świat nie składa się jedynie z książek i podróży ale również płaszczyków, czółenek, pantofelków, spódniczek, pudrów, błyszczyków i apaszek. Owszem, zdaję sobie sprawę, że wprawiam czytelnika w osłupienie swoją znajomością takich słów ale tak, znam i zamierzam nawet wiosenne zakupy w sklepie innym niż HelloGóro. O filmie nie wspomnę gdyż nigdy wielką fanką nie byłam i raczej nie będę o ile nie poznam jakiegoś przystojnego biletera w miłym przybytku kinowym. Ale i tak największy wstyd i hańba, to że od środy leży nie przeczytany tygodnik, TEN tygodnik, z jedyną słuszną linią partii.
Ogólnie wychodzi na to że wiosna zaatakowała moje zwoje i zaburzyła stały porządek świata.
To ja takiej wiosny poproszę więcej bo mi w tej bezmyślności i hibernacji i w tym lenistwie twórczym uśmiech nie schodzi z ryjówki.
0 komentarze:
Prześlij komentarz