czwartek, 24 lutego 2011

Polska Kultularna

Nie me jeszcze dziesiątej, a już zdążyłam popłakać się ze śmiechu.
Zdecydowanie w pięknym przyszło mi żyć kraju. Pięknym, zabawnym i mocno rozrywkowym, gdzie nawet tak poważne instytucje jak MSZ i Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego dają się ponieść ułańskiej fantazji i wykazują się poczuciem humoru o lata świetlne prześcigającym niejednego satyryka.

Z oczętami wielkości małych spodeczków oglądałam materiał o najnowszym projekcie MSZ, promującym Chopina, który wielkim kompozytorem był. Zachwycona jestem otwartością ministerialnych umysłów na nowoczesne formy przekazu, na współczesne treści, bardzo. Kto by pomyślał, że w tym wciąż nieco zaściankowym kraiku Minister Spraw Zagranicznych będzie popierał ekspresję formatu wspomnianego komiksu. W sumie Polacy nie gęsi i czasami mają potrzebę rzucić soczystą kurwą czy też innym chujem. Mają też widać według ministra potrzebę poczytać na ten temat. Co więcej przybliżanie postaci historycznych wielkiego formatu wkładając im w usta język współczesnej młodzieży (nie wiem czy nie obrażam w tym momencie znacznej części młodzieży do której zresztą sama uparcie mimo upływu lat się zaliczam) czy robienie z tejże popstar to fantastycznie nowatorski i świeży pomysł. Czapki z głów.
Tylko czemu tak drogo?

Ale nic to.
Nakład postanowiono zniszczyć bo urąga. Urąga wszystkim i wszędzie. Jakoś nie urągał jednak kilkunastu osobom zaplątanym w ten projekt, zapadniętych obecnie pod ziemię ze wstydu tak głęboko, że nie ma szans na wydobycie nazwisk ani danych umożliwiających pociągnięcie do odpowiedzialności za wrzucenie do niszczarki naszych wspólnych 120 tysi nowych polskich.
Przeżyjemy, nie pierwszy to raz.

Nie wszystkie jednak akcje na szczeblu ministerialnym kończą się tak spektakularną klapą.
Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego działa nie dość, że skuteczniej to z ogólnokrajowym rozmachem. Projekt pod wiele mówiącym tytułem „haft miejski” polegający na fotografowaniu murali i przenoszeniu ich głęboko filozoficznych treści na artystyczne haftowanki (taka wyszywanka haftem, nevermind) to strzał w dziesiatkę. Odpowiedzialni za projekt wykazali się nie tylko wielką czujnością, nie tylko ogromnym talentem artystycznym ale także, a może przede wszystkim wyczuciem nastrojów społecznych. Efekt ich prac zawisł na bilbordach wielkości 3x6 w największych miastach w kraju. Oto efekt pracy naszych dzielnych mecenasów sztuki miejskiej. Enjoy!


Potrzebuję iść na koncert, najlepiej taki z totalnym darciem mordy i basem wprawiającym w wibrrrracje mój szpik kostny. A tu jak na złość nic ciekawego się nie odbywa.
Marcowa Coma w Stodole odpada ze względu na trzymającego mnie uparcie focha. Batony się nie kwapią żeby nas znowu odwiedzić i tak jakoś sezon ogórkowy rozciąga mi się również na tę sferę, mimo że przecież jest to czas najlepszych klubowych szaleństw. Jakoś wypadłam z obiegu i nawet na cgm zaglądam stosunkowo rzadko.
Poza tym chciałam chłopakowi zrobić koncertowy prezent urodzinowy, bo taka jedna jego ulubiona kapela [szepcze konspiracyjnie] przyjeżdża na wiosnę i chciałabym ucieszyć kochaną mordę ale do cholery NIE MAM ZA CO!!!
Może wobec tego zatrudnię się w MKiDN albo w MSZ, w końcu pracuję w dumnie brzmiącym korpusie służby cywilnej i mogę zmienić ciepłą posadkę na ciepłą posadkę lepiej płatną, tak ;)
A fantastyczne projekty jak powyżej też potrafię wymyślać, nawet jeszcze lepsze! I droższe!

A teraz cudowna puenta. Czyli cytat dnia by G. ;)
„ale ostatnio czuję, że robię się trochę takim KUBĄ (Kurewska Uzbrojona Bąba Atomowa) „
Lubię to! :)

0 komentarze:

Prześlij komentarz