Dzieje się wielkie nic z rzeczy, które chciałabym, żeby się działy.
Służbowo-edukacyjne ekscesy nie są w stanie zachować mojej uwagi na dłużej niż chwil kilka ale o dziwo czuję się wymęczona. Mała kupka książek na nocnej szafeczce zaczynająca przypominać krzywą wierzę w Pizie, niebezpiecznie chwiejąc się w posadach, domaga się zwykłej o tej porze roku porcji uwagi. Wiadomo, książki stanowią zawsze pozycje nr jeden na liście rzeczy do zrobienia, kserówki egzaminacyjne, mała kolekcja filmów na dysku, nie wspominając o najnowszej instrukcji kancelaryjnej i zarządzeniach najmniej lubianego w kraju ministra od kolei. Wszystko to musi zaczekać, gdyż padam na ryjek regularnie o dwudziestej pierwszej.
Wykonuje maksymalne minimum tego co konieczne ;)
Ograniczam aktywność umysłową i fizyczną oszczędzając rezerwy energetyczne na jakieś bardziej ekscytujące podróże niż do pracy i z powrotem.
Jeżeli przyjdzie mi czekać jeszcze całe pięć tygodni do czasu upragnionego wyjazdu do Malagi szczeznę ze smutku, rozpaczy i niedostatku aktywności. Przecież, do cholery, nie zacznę biegać dookoła domu, po lodzie, ze sforą psów na karku!
Tak czy inaczej dzisiejszy dzień służbowy rozpoczniemy i zakończmy wielką nudą w postaci rozpraw administracyjnych, które moim skromnym zdaniem są na równi irytujące co bezproduktywne. Choć gdyby się nad tym głębiej zastanowić należałoby przyznać, że są równie pozornie bezproduktywne co warszawskie korki. Zwykli śmiertelnicy tracą czas, pieniądze i nerwy, a państwo zarabia gdyż gospodarka się kręci napędzana paliwem kokosowym z akcyz i innych ukrytych podatków od luksusu życia w XXI w ;)
Ukryta kulturalnie pod biurkiem najnowsza „Polityka” (tak, tak wróciłam do nałogu, omijając strony poświęcone spadaniu maszyn latających i związanych z tym zamachów na moją inteligencję) powinna załatwić temat marnowania czasu.
Nie wiem co załatwi temat braku ruchu scenicznego. . . Uziemiona jestem nie tylko obowiązkami ale również brakiem kasy. Pozaciskam jeszcze chwilę szczękę. Chwilunie. Za moment coś się wykluje jak zawsze ;)
P.S. Wygram, nie wygram? Piętnaście milionów nowych polskich załatwiłoby sprawę na długie lata ;)
0 komentarze:
Prześlij komentarz