wtorek, 28 stycznia 2014

It makes no sense but I'm desperate to connect


Zdaje się, że dość dawno nikogo tu nie było.
Tym błyskotliwym odkryciem witam Państwa w Nowym Roku (się ma ten refleks)! Jak się Państwu w nim wiedzie? Muszę przyznać, że ja od samego jego początku jestem zaskakiwana na różne sposoby, jednak zanim o tym, wyznam, że znowu nie udało mi się dokonać żadnego podsumowania, które tak chętnie poczynia społeczeństwo w adwentowo-karnawałowym okresie. Pudełeczko ze szczęśliwymi karteczkami na których zapisywano co ciekawsze dobre wydarzenia, do dziś stoi nieotwarte i nadal nie wiem co dobrego i jak często spotykało nas w dwutysięcznym trzynastym. W oparciu o pamięć i ogólne wrażenie wydaje mi się, że było tego całkiem sporo pomimo nieustannego marudzenia, którego byliście tu Państwo świadkami, na to że:
- nie mam pieniędzy
- nie mam siły
- chce mi się spać
- nie mam pieniędzy
- nie ma widoków ta to ze kiedykolwiek pieniądze mieć będę
Tak oto.

No ale wracając do sedna, którego jeszcze nie zdefiniowaliśmy, nieprawdaż, ale którym zdają się być nowości opowiem Państwu, czy Państwo sobie tego życzą czy wręcz przeciwnie, troszkę o sytuacji obecnej w życiu mym, gdyż blog ten jest o mnie ;)
Nowością jest mianowicie na przykład planowana operacja urwanej ręki. Ręka się mi urywa regularnie mniej więcej od połowy dwutysięcznego dwunastego, o czym tu wielokrotnie płakałam, odkąd postanowiłam zacząć intensywne treningi na basenie, a które to urywanie jest skutkiem bliskiego i gwałtownego spotkania ze słowackim stokiem Chopok, w styczniu trzy (cztery?) lata temu (aby ustalić kiedy dokładnie trzeba by zajrzeć w ciemne otchłanie i mhhhroki historii czego przecież nie chcemy za nic). Nowością zaś w sytuacji kończyny górnej jest nieprzyjemna diagnoza  i moje stanie  w kolejce do rekonstrukcji elementów stawowych w ramach leczenia operacyjnego sponsorowanego przez literkę N jak NFZ. I w sumie to bardzo dobrze się stało z tym staniem, bo  nie mogłabym sobie teraz pozwolić na leżenie z unieruchomioną ręką prawą, gdyż dzieje się wiele powiadam Wam.

Nowością drugą, którą pragnę tu Państwu nadmienić jest, iż piszę pracę dyplomową, której to pracy posiadam zakończony pierwszy rozdział z przypisami, czym zbliżam się nieuchronnie do końca TejCholernejSzkoły na amen i będzie to dzień najszczęśliwszy z szczęśliwych.

Nowością trzecią, proszę Szanownego Państwa, niechaj się Państwo trzymają swoich siedzeń i foteli – jest, iż wydano mnie pod nazwiskiem rodowym w formie książkowej, wobec czego od miesiąca noszę dumnie tytuł nie dość, że literatki (z nazwiskiem swym w stopce, spisem treści i ogólną podjarką) to jeszcze (cytuję okładkę!) jednego z najsłynniejszych polskich podróżników (tarzam się i kwiczę, ale co jest napisane to jest!). Zatem fruwam gdzieś w okolicach trzeciego piętra, gdyż za jednym zamachem spełniłam wszystkie swoje ambicje świata z górką i mogę umierać oraz wszystkie wizje ojca mego, który miał dla mnie plan, że będę żurnalistką polityczną, ale mu się omskło na słoniu i wyszła podróżnicza, ale jestem przekonana, że jakoś się z tym staruszek pogodzi.

I wcale nie bez powodu podaję Państwu namiary na piętro w okolicach którego fruwam, gdyż w ramach nowości numer cztery, do której płynnie przeszliśmy w natłoku wymowy, ze Współlokatorem zapragnęliśmy życia stabilnego i rodzinnego i wijemy gniazdo! Wijemy tak, że wióry lecą i robią straszny bałagan.
Po miesiącu chaosu o którym nic Państwo nie wiedzą, bo wiedzieć nie mogą, ale muszą mi uwierzyć na słowo, udało nam się wykrystalizować wstępny plan oraz zakres potrzeb i będziemy NABYWAĆ NIERUCHOMOŚĆ! (jeszcze do końca nie wiadomo którą z dwóch, ale już bardziej niż mniej, co i tak jest sukcesem).
Chyba nie dostrzegamy do końca rzeczywistości i czekającej nas Bardzo Dorosłej Decyzji (bo cóż wiąże dwójkę ludzi skuteczniej od wysokooprocentowanego węzła hipotecznego wieloletniego) i zachowujemy się lekkomyślnie i gówniarsko, no ale trudno. Chcemy malować, dekorować i mieć swój widok z balkonu.
Jako literatka z tytułem sławnego podróżnika, którego nikt nie zna oraz człowiek bez ręki w objęciach wiecznego kredytu uważam, że żadna doza beztroski nie jest w stanie zaszkodzić mej bujnej egzystencji amen.

7 komentarze:

Gothabella pisze...

Gratulacje. Szczerze zazdroszczę zresztą (małostkowy materialista ze mnie) zwłaszcza tej nieruchomości. Ale w sumie czemu wspólny kredyt ma wiązać ludzi? Mieszkanie się sprzedaje, kasą się dzieli i raty stąd do wieczności spłaca się na zmianę. W każdym razie jest wyjście, choć to brak komplikacji jest oczywiście najbardziej pożądany.

Caerme pisze...

Zazdrość jest rzeczą ludzką, wcale mi nieobcą, a wręcz przeciwnie (obecnie zazdroszczę wyjazdu do RPA takim jednym Paniom, bardzo brzydko zazdroszczę) zatem wszystko rozumiem, choć uważam, że zupełnie nie ma czego, gdyż przez pół roku będziemy skubać tynk ze ścian i wyglądać młodych pędów na przednówku ;)
A w temacie hipoteki to ja nie wiem, bezkrytycznie powielam opinie bo mi pasują bardziej niż rozważania na temat woli i ochoty, które to uczucia sprawdzają się znacznie lepiej jako spoiwa więzi międzyludzkich ;)
Braku komplikacji serdecznie pożądamy!

Kot.Pik pisze...

Tytuł daj ;)

PS. Ja wchodziłem często, ale nihui nikt nic nie pisał.
I jeszcze raz PS. Myślałem, mać, że w ciąży jesteś :D

Anutek pisze...

Ja jak Kot Pik (minus ciąża :)).

Tytuł daj, własnie, będąc bowiem pod wrażeniem pragnę się zapoznać z dziełem!

Anonimowy pisze...

Co za niespodzianka! Taka perelka posrod tych wszystkich reklam i bannerow.
10/10!

Moja strona www ... CzarnaHancza

Caerme pisze...

Trzeba se subskrypcje palnąć na jakimś czytniczku ;)
Cionża nie, na razie ;)

Jeżeli interesują Państwa teksty, to wszystkie dostępne są na zinnejbeczki.wordpress.com - nie mogę tu z nazwiskiem bo mnie wyguglają ludzie przez których nie chcę być wyguglana,nie jest ich wprawdzie wielu, ale mogą mieć ZAMIARY ;)

Miass pisze...

Łetam rpa keep calm and hiszpania <3

Prześlij komentarz