czwartek, 30 sierpnia 2012

Nie ma sensu kupować kredensu


Otóż, nie mam aktualnie czasu na nic, więc szukam sobie dobrych stron.
Jedyną dobrą stroną, jest to, że padam na pysk o godzinie dwudziestej drugiej i wstaję o godzinie siódmej, wniosek – w końcu się wysypiam (trudno byłoby się nie wysypiać przez dziewięć godziny snu, którego nie powstydziłby się certyfikowany nieboszczyk) oraz nie prawdą jest, że nie mam czasu na NIC skoro mam czas na TAKIE spanie. Tak.

Coś tam niby do mnie dociera, na przykład plan podróży, który miałam wykonać sama i osobiście, chociażby dla własnej satysfakcji i przyjemności, a został zrobion za mnie, (nie to żebym narzekała, o nie, wolę, gdy jest niż gdyby miało nie być w ogóle, albo gdyby miano czekać na mnie i się nie doczekać nigdy) i czuję, że nie mam udziału i że coś mnie omija, i że w gąszczu przepisów, które ryją mój mózg nawet wtedy, gdy śpię zabita na śmierć, topię sens istnienia.
[Pytanie retoryczne na które aŁtorka sama sobie chętnie odpowie - Czy można cokolwiek utopić w gąszczu? Well done, honey...]

A poza tym pieniądze i chuj.

W Warszawie metro będzie jeździło pod wodą, a złe moce chcą poniszczyć miejsca pozytywne, w których miejski relaks bywał owocny i wesoły tak, że niejednokrotnie człowiek posiada wrażenia, że coś go złapało za poły odzienia i wyrzuciło na południe Europy, gdzie spożywanie na chodniku ma miejsce regularnie i nikomu krzywdy nie czyni, wręcz przeciwnie.
Nie lubię tego.
A nawet trochę jestem zbulwersowana, co zdarza się niezwykle rzadko, bo samo zjawisko bulwersowania się czymkolwiek nie jest zgodne z moją duchową anatomią... (chyba, że graną mamy  ewidentną głupotę ale wtedy raczej zbieram szczękę z posadzki ).

W zasadzie to nie lubię niczego (w tej akurat chwili).
Chociaż pogoda jeszcze ciągle piękna i zimne poranki i wieczory, póki co, nie robią na mnie szczególnego wrażenia.
Czas iść dać się dziabnąć w ramię, bo kazania wysłuchałam już wcześniej, ale okoliczności nie pozwoliły na finalizacje transakcji. Złe okoliczności na tym złym, samotnym, jałowym świecie. Idźżeśiękurkadziewczynoprzewietrz. Albo coś, bo wstyd.



Update
Po dziabnięciu posiadam siniaka na pół ramienia i BOLI!
Pani dochtór ostrzegała, że mogą być dziwne wrażenia, więc moja psychika wzięła sobie do serca i  w ramach dziwnych wrażeń przyśniła mi  męski ideał, z którym leciałam do Hongkongu w celu odbycia wizyty u największego wróżbity  Indochin. Zamieszkaliśmy w najwyższej komnacie, najwyższej wieży ze szkła i betonu u stóp mając pół Azji. Przechadzałam się po tym klimatyzowanym cudzie w szafirowej sukni bez pleców  i przynajmniej kilka razy byłam jej pozbawiana w sposób bardzo nagły i bardzo efektowny. Cóż. Myślę sobie że moje własne antygeny zaatakowały najpierw to co mi tam wstrzyknięto w mięsień dwugłowy ramienia, a potem w mózgu  urządziły  bibę na cześć zwycięzców i wszystkim się bardzo podobało, mi również. 
Jestem dziś absolutnie śmiertelnie zakochana i miękka jak budyń waniliowy, niech będą błogosławione szczepienia na choroby tropikalne, amen.


3 komentarze:

sophie pisze...

to wszystko z tego spania ;>

Mandarynka pisze...

weś się, przecież napisałam że plan jest modyfikowalny i tylko propozycja, wogle to możesz zrobić drugi plan i on będzie równie dobry albo i lepszy, a wogle zrobiłam go w 10 minut ot tak na pałę więc możemy uznać że wogle nie ma żadnego planu i robimy plan jeszcze raz!!!!

Caerme pisze...

WIEM!
Mnie nie chodzi tu o plan, mnie chodzi o to, że ja kufa muszę się zajmować rzeczami, którymi nie chcę się zajmować, a nie mogę się zajmować rzeczami którymi chcę, do jasnej buddyjskiej cholery, tak?!

Frustracja przeze mnie przemawia, sory.

Wszystko z tego spania :D

Prześlij komentarz