środa, 25 lipca 2012

Po ciszy zbyt długiej odpowiem - nic


Gdzieś w to dziwne miejsce pomiędzy jawą, a snem zaplątała się MYŚL.
Pierwsze zareagowało serce nagłym pogubieniem rytmu i szalonym galopem. Choć nie, to musiał być mózg, to on nakazał układowi współczulnemu wyrzucić do krwiobiegu potężną dawkę adrenaliny. Skąd wiedział? Spać miał. Ale wiedział skubany, znaczy czuwał nade mną. Anioł stróż jaki, czy co.
Spać już dłużej nie było jak, tym bardziej, że po pierwszej reakcji przyszła druga - wielkie wewnętrzne Łiiiiiiiii. Z radości - żeby nie było. Powiecie pewnie - blondynko ty, pacnij się w czółko alabastrowe - adrenalina = stres i nie ma nic wspólnego z radością. Wiem no, wiem to, ALE zgodnie z tym co ciągle słyszę - jestem zwierzęciem, reaguję jak zwierzę, hormonalnie, sympatycznie. Pierwotna reakcja musiała mieć coś wspólnego z tak wielkim niedowierzaniem, że aż strasznym.
Wstałam, chrupnęłam kostkami, zrobiłam dwa kroki do przodu, dwa kroki do tyłu, stanęłam przed lustrem i spróbowałam złapać MYŚL jeszcze raz, żeby upewnić się, że była prawdziwa, że nie przyśniła mi się, że ciągle jestem w pełni władz umysłowych. I co? I klops. Żadnej myśli, nawet cienia, tylko to wrażenie, że wiem, że rozumiem, pamiętam nawet, ale zupełnie nie CZUJĘ, nic nie czuję, a tak było dobrze przez chwilę, jakbym przefiltrowała przez własną śluzówkę dawkę najwyższej jakości białego proszku, który z każdego jest w stanie zrobić nadczłowieka, półboga, wszechmogącego, a nawet samego Przedwiecznego, przynajmniej w swoich własnych oczach.
Męczę się zatem, zaglądam do zakamarków umysłu, nawołuję po cichu lub całkiem głośno. Wyłaź! Wyłaź, mówię. Dobra byłaś, potrzebna, taką Cię chcę, taką lubię.
Cisza...

Ale. Coś się kończy, coś się zaczyna. Dopiero teraz tak naprawdę, wiosna w środku lata, w lipcu jak w sam raz. I wiem, że ta MYŚL wróci i nie mogę się jej doczekać, będzie wracać tłustsza, silniejsza, pewna siebie. Prawdziwa.
Jeszcze całkiem dobrze pamiętam jak to było, pamiętam dokładnie gdzie byłam, choć nie jestem w stanie przypomnieć sobie żadnych szczegółów. Wszystko wydaje się zamazane i osnute zimną, brudną mgłą. Nikt nie był mnie w stanie przekonać, że kiedykolwiek taka MYŚL zaplącze się w umyśle, nadal wydaje się zupełnie nieistniejąca jak, dajmy na to, jednorożce i trzydziestoletnie dziewice.
Chyba jestem zdrowa, mam całe kości, pozszywane mięśnie i ścięgna, pełną sprawność ruchową i brak zaburzeń widzenia, mówię płynnie, słyszę dźwięki, czuję smak świerzych truskawek i zmrożonej wódki.
Trzeba było czasu, żeby kosmos, ze swoimi gwiazdami, mgławicami, siłą ciążenia i czarnymi dziurami ułożył się we właściwe konstelacje, z właściwymi proporcjami wszechrzeczy.

Twoje zdrowie niezniszczalna naturo wszystkiego. Moja naturo.
Dzięki za MYŚL!

1 komentarze:

Mandarynka pisze...

to się nazywa FALE ALFA :D

Prześlij komentarz