poniedziałek, 16 kwietnia 2012

O mój boże, cóż za kałuża!

Smutno mi, gdy tak kapie i nie chce przestać. Mokry świat nie jest moim ulubionym miejscem do życia, zawsze też przypomina mi hiszpańską aurę i wszystko co z tym związane.
Nie lubię, gdy cokolwiek mi przypomina.
Są obszary pamięci, do których za wszelką cenę staram się nie wracać, pozamykałam na złote kłódeczki, zamurowałam, przykryłam solidną, kamienną płytą.
Czasem działa.
Czasem nie.
Może to jeszcze nie czas, a może należy nauczyć się z tym żyć, jak ze skazą, nieoperacyjną wadą. Może.
Spokój się liczy. I pewność.

Oraz irytacja, gdy po raz czwarty w ciągu nocy budzę się rozpłaszczona na zimnej ścianie, albo wygięta pod dziwnym kątem.
Muszę popracować nad siłą, bo przegrywam w tej wojnie pozycyjnej z kretesem.
Jedna pompka to w tym momencie szczyt moich możliwości.
Załamała ręce i pokiwała głową z politowaniem.
To się musi zmienić, wkrótce, dlatego hektolitry zielonej herbaty, kurczak, ryż, warzywa, i trening. Brzuszki, obręcz barkowa, kręgosłup, ręce.
Nie ma, pardon maj frencz, opierdalania się.
Koniec gadania. Kalkulacji. Myślenia. Do roboty waćpanno, spalić złe myśli wraz z tkanka tłuszczową.

5 komentarze:

Bohaterpozytywny pisze...

Faktycznie, odgrażałaś się przed świętami, że po nich nie ma zmiłuj :)

onemoretime pisze...

Gdzie Ty masz tę tkankę, na uszach? :)

Kot Pik pisze...

Wałeczki na nosie ;P

Caerme pisze...

@BP - zdecydowanie jest to najwyższa już pora ;)

Bo ani Ty dziewczynko bez blogaska ani Ty kocie po prostu nie wiecie co ja mam poukrywane pod warstwami odzieży :P

Kot Pik pisze...

Potwierdzam, nie mam pojęcia, co Pani Powyżej ma pod ubraniem ;P

Prześlij komentarz