Google mówią, że pełnia.
No to ja się akurat zgadzam.
Jakoś tak mi ten księżyc nie daje spokoju od paru dni, wpływa mi na wszystko, przewraca do góry nogami, tam gdzie radość miała być siedzi lekki skurcz żołądka.
Zrobiłam bałagan i teraz nie mogę z nim dojść do ładu, co jest do mnie zupełnie niepodobne, gdyż w porządkach jestem absolutnym mistrzem świata. Bieganie ze ścierą, mopem i detergentami jest moim pierwszym powołaniem, wiem to od dawna.
Mistrzowska forma jednak podstępnie mnie opuściła, wychodząc po angielsku tylnymi drzwiami, więc siedzę w oku cyklonu na kawałku dywanika i zastanawiam się jak, do jasnej buddyjskiej cholery, mam to wszystko uprzątnąć, popakować do kartonów, zorganizować i wywieźć pod las. Nie wiem.
Wiem za to, że bez porzucenia znacznej ilości książek się nie obejdzie, ciąganie za sobą po świecie całej biblioteki mija się z celem, a rodzice obiecali, że zaopiekują.
Wobec tego, drogie Bravo, mam pytanie, czy jak już się człowiek przeprowadza, to powinien przeprowadzać się totalnie czy przeprowadzać wstępnie i umiarkowanie? Zabierać cały dobytek, czy część pozostawić na terytorium rodzinnym, zaklepując tym samym prawo własności do lokalu mieszkalnego z czerwonymi ścianami, bo brat tylko czyha, żeby urządzić tam rastafariańską melinę, no co przecież pozwolić nie możemy, nieprawdaż.
Zostawiam, wszystko zostawiam, bo melina tam będzie po moim zimnym trupie!
Albo najlepiej to ja się w ogóle nigdzie nie będę przeprowadzać, bo ja nie chcę być jeszcze duża. I nie chcę mieć męża, ani dzieci, ani w ogóle nic, tylko mój święty spokój w łóżku pod szczęśliwym drzewem. Po co mi komplikacje, czyż życie nie jest wystarczająco skomplikowane?
Nooo cóż, szczerze mówiąc to moje właściwie nie, w zasadzie to wcale, prościutkie jak linijka, od jakiegoś czasu w każdym razie.
I przecież czekam na ten las, no i przecież na układankę też, a w środku wszystko mi się cieszy na myśl, że posadzę sobie pietruszkę i koperek w wielkiej donicy, i bazylię, a może nawet pelargonie choć nie mam do nich szczególnego sentymentu. Będę mogła sobie kupić na przykład chomika, dawno nie miałam żadnego chomika. Nie to żebym do tej pory nie mogła, ale to przecież inaczej na własnym balkonie, we własnym łóżku, pod nie tak bardzo własnym lasem, bo Skarb Państwa ma tu coś do powiedzenia, ale wiadomo, chodzi o wolność.
Ciekawe, kiedy zapomniałam, że dziesięcioletni epizod mieszkania w różnych miejscach na świecie miał już w tym życiu miejsce i to całe pakowanie dobytku do kartonów, walizek i plecaków to w gruncie rzeczy żadna nowość.
Znowu dostaję żółte tulipany.
Co roku to samo – żółte tulipany i już wiem, że wiosna. Dziwne tylko, że mimo totalnych zmian, żółte tulipany pozostają elementem niezmiennym. Muszą mi te rośliny w jakiś sposób pasować do osobowości, bo niemożliwe, żeby wszyscy się umówili. Lubię je.
Na równi z sierpniowymi chabrami.
Chciałabym, choć na chwil parę wywieźć się w jakąś przyrodę, odczuwam silną potrzebę ubłocenia buciorów, połażenia po miękkiej ziemi, pooddychania zimnym, pachnącym powietrzem, ciszy, wiatru w myślach. Ogniska, dymu, skały pod palcami. Zaraz minie rok, którego doskonałej części w ogóle nie pamiętam. Na szczęście chyba.
New 30 Day Song Challenge
Day 25 – Best vocals – nie ma takiej możliwości, żebym wybrała jeden.
Chris Cornell - Say Hello 2 Heaven Live @ MSN – Utwór absolutnie doskonały, poza tym, że orgazm przez uszy i przez oczy, to ta gitarrra.
Temple of the Dog - Hunger Strike - Eddie Vedder & Chris Cornell – dałabym się pokroić za możliwość usłyszenie i zobaczenia tych dwóch panów, razem, na jednej scenie. Połączenie doskonałe.
Love Reign O'er Me - Roger Daltrey (The Who) - oraz klasyk
Mogłabym tak do wieczora. I zapewniam, że byłyby tu tylko męskie głosy.
Jak znalazł w takim dniu ;)
6 komentarze:
Drogi Karmelku,
dziękujemy za pytanie do redakcji. Otóż. Jeżeli się przeprowadzasz, to się przeprowadzasz a jeśli nie, to nie ;) W związku z czym odradzamy serdecznie przeprowadzki ułamkowe. A rastafariańskie meliny są fajne przecież, nie? ;)
PS. To już nie tylko mieszkanie, przprszm, willa z basenem, ale też męża sobie kupiłaś? ;)
Łoranyjulek, że tak powiem na jednym wdechu zwrotem z "Trędowatej" czy z "Lalki", whatever. Nie przeprowadzają się. Zostań. Rastafariańskiej melinie przyda się dobry, znany wszystkim w okolicy, jednym słowem: swojski gospodarz. ;)
P.S. Współczuję sercem i czterema łapami, które czują już ciężar kartonów i szeroko otwarte oczy nowego miejsca.
Droga redakcjo, bardzo dziękuję za wnikliwą analizę problemu. Czy redakcja zapewnia murzynów do przeprowadzenia woluminów? Bo bez murzynów pełna przeprowadzka nie wchodzi w grę ;)
Poza tym, droga redakcjo, jak już kupować to cały pakiet, c'nie?;)
@sophie - można mi jedynie współczuć mózgu, który tworzy problemy tam gdzie ich nie ma ;)
A co do meliny w barwach Jamajki to niżej podpisana jest jak najbardziej za, a nawet przeciw ;)
Redakcja chętnie wypożyczy po gratisie jakiegoś murzyna, jako integralną część porady :) No, nie tak do końca po gratisie - kilka łyków jakiegoś płynu mile widziane będzie ;)
Ciekawe z tymi tulipanami - uświadomiłam sobie właśnie, że ja zawsze dostaję jasny róż, ewentualnie bordowo-białe. Nigdy nie dostałam innych.
A co do przeprowadzki, to bierz wszystko. Mam wrażenie, że jeśli coś się zostawi na potem, to przestaje się już o tym myśleć jak o swoim. Z doświadczenia.
Nie, nie, wszystko to jest zdecydowanie za dużo ;) Nie mamy tyle miejsca ;) Ale chyba jednak większość, choć ta większość mnie przeraża ;)
Prześlij komentarz