środa, 8 lutego 2012

You say I'm a kid, My ego is big, I don't give a shit, And it goes like this.

Przesadziłam.
Świadczy o tym najlepiej ciężko dopinający się guzik w starych, przywiezionych milion lat temu z Kanady spodniach GAPa. Nadal jest to rozmiar zero (zero is not a size goddammit) ale jednak zero kanadyjskie nie równe jest zeru europejskiemu. Materiał opinający ściśle okolice pośladkowe również powinien dać mi do myślenia.
I daje.
Od dziś zdecydowanie i bezwzględnie przestaję się paść.
A gdy silna wola i upodobanie do odczuwania lekkiego głodu nie wystarczą, powypuszczam demony z szafy i pozwolę im pohasać po dywanie. Odchudzą mnie w trybie natychmiastowym i bez wysiłku. Po chwili znowu będę wiotka jak trzcinka i zwinna jak łania.
Jak znalazł na weekend.

Zacieram już raczki, rozgrzewam stawy. Zastanawiam się, co ja robiłam przez dwadzieścia klika lat życia zimową porą, bez tych mniej bądź bardziej spontanicznych weekendowych wypadów na Podhale lub Słowację. Jakież to życie było marne i ubogie, doprawdy.

Niespodziewanie także stałam się gwiazdą w środowisku lokalnych developerów. Przychodzą na zakład, kłaniają się uprzejmie, tytułują imieniem innym niż w dowodzie, brzmiącym mocno iberyjsko, a ja zachodzę w głowę co tu się do jasnej, buddyjskiej cholery dzieje i spuszczam skromnie rzęs zasłonę.
Sprawcę dopadnę i obedrę ze skóry. Żywcem. Będę także przypalać boczki na wolnym ogniu. Chyba, że prędzej umrę ze śmiechu.

Żałuje ogromnie redaktora Tomasza L.
Żałuję nie ze względu na samą osobę Pana redaktora, obdarzonego na marginesie mówiąc, nieziemskim głosem, którego tembr miałam okazję podziwiać w hali odlotów warszawskiego Okęcia, godziną przesadnie poranną, gdy to samolot do Toronto właśnie uciekał nam sprzed nosa. Żałuję ze względu na tygodnik, z którym zdążyłam się zaprzyjaźnić. Kiedyś wydawał mi się obrzydły i zmierzający do spektakularnego upadku na pysk, a dzięki Panu redaktorowi naczelnemu nabrał rumieńców i odpowiednich tekstów. Będę tęsknić. I cośnowego ani telewizja publiczna nie zrekompensują mi straty.

Najwyższa pora wywietrzyć umysł, przemrozić neurony, nasycić wzrok bielą, bo mi się zupełnie zdania nie kleją.


But when you're with me
I make you believe
That I've got the key
So get in the car


New 30 Day Song Challenge
19. Song you used to like and now you don't – No jakoś już od dawna nie. Wyrosłam?

8 komentarze:

Bohaterpozytywny pisze...

A ja bym z L. na wódkę nie poszła. No nie lubię go i już. On już wie za co :)

Caerme pisze...

A ja bym poszła.
On ma taki GŁOS, że mógłby do mnie mówić największe bzdury wszechświata i poić najgorszą wódką, byle by mówił. TV nie oddaje skali.

Pomijam, że mamy z Panem L. podobną linie partii [aczkolwiek, podkreślam, nie tą samą!)] ;)

Bohaterpozytywny pisze...

Co do głosu, to się zgodzę :)

G! pisze...

Moje Ego też jest Big :) That this mean we have a problem? No, we have many pleasure & fun.
:)
Fun fun FUN !!!!

Caerme pisze...

Strzeż się zielonego chłopcze, powiadam! :D

Anonimowy pisze...

marne i ubogie życie, ale zdrowe - dziś gazety na południu doniosły, że na Podhalu normy pyłu zawieszonego sześciokrotnie przekroczone ;)

Anonimowy pisze...

ten kawałek RCCP był dla mnie wstrząsem kiedy byłem jeszcze kid. dziękuję za przypomnienie go ! paprykowa rewolucja - nie zapomnę jej smaku

mikitwist.blox.pl

Caerme pisze...

@Porta - widziałam te normy zawieszone nad Zakopanem! Pekin ze swoim smogiem jest tylko oczko wyżej. Kraków, swoją drogą, też nie wyglądał za pięknie...
Ale jak już człowiek się przedrze przez te śniegi na odpowiednią wysokość to pozostaje samo zdrowie i śliczna opalenizna ;)

@Miki - you welcome & anytime ;)

Prześlij komentarz