Czy jest możliwe, żeby halny wiał na północno-wschodnim Mazowszu?
Przygnał mi niezbyt dobre sny, choć równie dobrze mogła być to wina nadużytej wczoraj wódki bądź łakoci od których uginał się stół. Mam przez to wszystko watę zamiast mózgu. Poruszam się w zwolnionym tempie, myśli nie chcą się kleić, słowa nie układają się w poprawne gramatycznie zdania. Niemoc dziwna i rozdrażnienie. I oczywiście, jak zawsze przy porywistym wietrze, tępy ból głowy.
A już miałam nadzieję, że w końcu przytrafi mi się tydzień bez narzekania, owocny, satysfakcjonujący, ofiarnie przepracowany, radosny i prawie że szczęśliwy. Przy czym prawie, standardowo, robi wielką różnicę ale spuśćmy zasłonę milczenia.
Z niekłamanym zdziwieniem odkryłam natomiast, że odzyskuję biust! W prawdzie daleko mi jeszcze do wysokiego C z czasów studenckiego dobrobytu ale progres jest ewidentny. Zupełnie nie martwi mnie, że przy okazji nabywam również bioder i innych pociesznie krągłych elementów w okolicach szeroko pojętej talii i ud. Za długo obijałam się o własne kości żeby teraz przejmować się tak nieistotnym szczegółem jak opór dżinsów stawiany okolicom pośladkowym. Trudno, chcę znowu mieć obłe kształty, a wilczy apetyt i ogrom najróżniejszego pożywienia w lodówce zdecydowanie temu sprzyja. Sprzyja także wczesne zapadanie zmroku, halny i demony, nie wspominając o braku jakiegokolwiek stresu, kilku smakowitych lekturach, filmach, gościach niedzielnych. Nie ukrywam, że wszystko bardzo miło.
Obrazu niech dopełnią czerwone paznokcie i bolące od nadtlenku wodoru wszystkie widoczne zęby. Cierpię dla urody pszepaństwa, co oznacza, że chyba świat się kończy.
Piszę tak sobie trochę bez sensu bo mobilizuje mnie do pisania song challange ale niekoniecznie mam ochotę na egzystencjalne wywalanie flaków do sieci, domorosłe filozofie, a historie wolę czytać niż wymyślać. Odstawiam naturalną już komedią pt. nic mnie nie boli, nie tęsknię, niczego nie potrzebuję, mam wolne i odpoczywam, jestem w tym świetna, oraz jestem świetna w ogóle. Prawdopodobnie instynktownie zbieram siły na wieczór wigilijny który, obawiam się, trochę mnie poobija od środka i przeklętego sylwestra, którego raczej jednak spędzę w łóżku z kocykiem i butelką. Tak będzie najlepiej dla wszystkich, a najbardziej dla mnie. Oraz przecież taki był plan od początku.
Nie powinnam nic na ten temat pisać bo pewnie odmieni mi się jeszcze jakiś tryliard razy w ciągu tych najbliższych dwóch tygodni. Jakby co, to gustowne, różowe rajstopki mam gotowe do świętowania i przywdzieje je, choćby miały jedynie wystawać spod mojego własnego kocyka aby bawić właścicielkę swoim uroczym kolorkiem.
Chciałam także kronikarsko nadmienić, że to co się dzieje aktualnie w polityce robi mi niezwykle źle, co sprawia, że ostatnie wydanie Polityki leży i mruga do mnie z kąta, a ja odpowiadam figlarnym pokazaniem języka, tvn24 także nie doczeka się uwagi. Proszę mi łaskawie dać znać, gdy zakończy się dyskusja na temat suwerenności państwa polskiego oraz hołdu berlińskiego, gdyż jako jednostka wrażliwa i delikatna nie mogę się przesadnie denerwować, a absurd w takim wydaniu ekstremalnie skutecznie wyprowadza mnie z równowagi.
P.S. Warszawskie centra handlowe są out of date, nie słyszały o najnowszym, światowym, kryzysie finansowym. Stwierdzam z pozycji naocznego świadka.
New 30 Day Song Challenge
Day 4. Newest/most modern song you love.
Było, wiem, pamiętam, nie mam AŻ TAKICH dziur w mózgu, jednakowoż piosenka ta spełnia obadwa warunki, a że nie znalazłam się jeszcze w posiadaniu najnowszego Toma Waitsa ani Manic Street Preachers’ów, a Luxtorpeda uległa znudzeniu, Coldplay z nową płytą pozostaje numerem jeden.
19 komentarze:
Ja porzuciłam polską politykę po Smoleńsku. Układ nerwowy mi za bardzo wysiadał.
A jeśli chcesz zrobić coś głupiego w sylwestra, to wpadaj do mnie - będzie dużo ludzi od czapy, także w różowych rajstopkach ;)))
Dobry sposób na Sylwestra, przyłączam się do planu ;) (w sęsie - w łóżku z butelką)
Przepraszam, ale muszę to napisać - sylwester w łóżku z butelką to najbardziej żałosny sposób spędzania tego wieczoru jaki znam. Wolno zrobić coś takiego tylko raz w swoim życiu. RAZ. Żeby się przekonać jak to jest i że więcej nie warto.
Sylwester srester, mówię ja, z butelką w łóżku spędziłam raz i to był best sylwester ever.
Oprócz butelki jednakże łóżko zawierało bardzo sprawnego technicznie chłopa.
Olka, w razie co, mam już stolik w knajpie na 31.12, wprawdzie nieduży, ale nawet jak Cię więcej niż ostatnio, to i tak się zmieścisz. Ołpen bar też jest, niedrogo.
Z butelką i CHŁOPEM to się nie liczy, to można nie tylko raz, ale i wiele razy ;)
a dlaczego to takie najbardziej żałosne? imho jednak znacznie lepsze takie łóżkowe rozwiązanie, niż zmuszanie się do balowania, bo Jedyna Taka Noc w Roku itepe itede...
ja powtarzam. Jest Ochota. Mieszkanie. Tequila. Eksplodująca warszawa o pólnocy zboku stoku szczęsliwickiego. everybody invited
@Porta - Właśnie. Dokładnie tak.
@Bohater - co znaczy, że WOLNO tylko raz? Zawsze wydawało mi się, że wolno mi spędzać dowolną noc (łącznie z tą, w którą zmienia się numeracja kalendarza) w dowolnie wybrany przeze mnie sposób. Nawet jeśli połowa tego świata uzna ten sposób za żałosny.
też bym nie przeceniała. noc jak każda inna, tylko alarmy wyją i psy szczekają. Stolik mam, bo nie chcę płakać za (gęś typu sentymentalna), ale nie każdy ma za kim.
Bardzo dziękuję za wszelkie alternatywy i z góry przepraszam jeżeli nie skorzystam. Mam nadzieję, że nie zostanie to odebrano jako ciężkiego kalibru afront blogowy ;) Świta mi w każdym razie projekt nocnego maratonu po mieście, wiec może uściskam noworocznie każdego :P
@porta - otóż to! Zmuszanie jest zue.
@G! Nie mogę, przecież wiesz.
@Mendi - ja też nie chcę ale obawiam się, że nihuia się nie obędzie, to jest dopiero żałosne! (p.s. dzięki za cynka z tajnymi info :P)
A co wy wszyscy tacy zblazowani jesteście? Depresję wszyscy macie albo 85 lat?
Oczywiście, że jak kto ma potrzebę albo KONKRETNE POWODY to i niech o 20ej pójdzie spać w sylwestra. Ja tam tylko wiem, że raz spędziłam go sama, bo Wielką Depresję Miałam i nigdy więcej. Bo wiem, że nawet gdy początkowo mi się nie chce iść "gdzieś", ale się zdecyduję, to potem nigdy nie żałuję. A wręcz się cieszę. Wybieram radość i życie. A swoje łóżko mam na co dzień, jedną noc może się beze mnie obyć. Ja bez niego też.
Caerme idź w miasto, szalej ;)
Kot - bo raz to się każdemu może zdarzyć, ba! nawet i ze dwa. To są nudne oczywistości, że każdy może robić to na co ma ochotę, i tak właśnie być powinno. Ale jeżeli ktoś co roku spędza sylwestra w łóżku sam z flaszką to chyba powinien mocno przemyśleć swoje życie. I nikt mi nie wmówi, że taka osoba jest szczęśliwa.
Sorry, ale z Kłapouchym nigdy się nie dogadam, bo patrzymy w innych kierunkach
Bohaterko Ty moja! Popieram na calej lini :)
Dziekuje, nie mam uwag.
:p
ani depresji, ani 85 lat :) tylko wychodzę z założenia, że w roku jest 365 nocy, a czasem 366. i nie widzę niczego niepokojącego w tym, że ktoś woli imprezować w te pozostałe, pozbawione obciążenia pt. 'muszę wyjść, bo inaczej ludzie pomyślą, że jestem smutasem i mam beznadziejne życie'. niech sobie myślą...
A ja jednak byłabym ostrożna z ocenianiem jakości życia na podstawie sposobów spędzania nocy z 31 grudnia na 1 stycznia.
Ja osobiście zdecydowanie wolę wyskoczyć od czapy na JEDNO PIWO i skończyć nad ranem szczęśliwa jak norka niż spinać pośladki bo jest SYLWESTER i TRZEBA się bawić.
Nie trzeba.
I porta ma racje, niech sobie myślą co chcą.
@Caerme, Porta - Borze, jak Wy potraficie to ładnie i delikatnie napisać ;) Ja się już nic nie odzywałem, bo musiałbym pocisnąć ostrzej :)
Nic mi do głowy niestety nie przychodzi oprócz truizmów - jeden lubi ogórki drugi gospodarza córki, jeden lubi ciastka a drugi jak mu nogi śmierdzą, oraz, tak właściwie, oprócz za uwolnieniem krasnali ogrodowych jestem też za przeniesieniem sylwestra na czerwiec.
Albo na sierpień! Właśnie!
Mi też się podoba koncepcja sylwestra w wakacje. A co do sposobu spędzania, przecież ja nie mówię, że trzeba iść na bal wielki (bo sama takich akurat unikam), ja to mogę i na przystanku go przesiedzieć, byle nie sama. W ogóle nic nie mówię, że coś trzeba, halllo? ja tylko dzielę się swoimi doświadczeniami - raz sama i nauczka, że nigdy już więcej nie chcę. A gdybym sama chciała go spędzać co roku, to uważam, że źle by się ze mną działo.
Jesssu taki miły temat, a najwyraźniej niektórych coś w tym temacie kłuje ;-/
Dla jednych miły dla innych mniej, a dla niektórych całkowicie obojętny.
Prześlij komentarz