piątek, 18 listopada 2011

With your feet on the air and your head on the ground

Nie dalej jak kilka miesięcy temu ubolewałam żałośnie na tutejszych łamach nad bezpowrotną utratą blogusia opowiadającego północnoatlantyckie przygody. Już pogodziłam się byłam ze strata, już wypiłam lampkę wina ku czci i pamięci jego, już zapomniałam o sprawie, ponieważ, jak wiadomo, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, aż tu WTEM! Przeglądając sąsiedniego bloga, wpadłam przypadkiem NA TROP*. Po niteczce do kłębuszka google niechętnie odkryło część swoich zasobów, a w nich – kilka siwiutkich noteczek z zamierzchłego dwa tysiące czwartego. O mój borze!
No naprawdę, człowiek w pewnym wieku nie powinien mieć dostępu do sieci, zwłaszcza takiej sieci, która wszystko archiwizuje i pamięta wytrwale. Te zdania wykrzyknikowe, te ciągi wielokropków, ta afirmacja i samozachwyt, te skrajności, te niekończące się depresje i zmasowane ataki niekontrolowanej radości. Młodości, następnym razem ty nad poziomy wylatuj, ja cię proszę, bo inaczej to jest masakra piłą mechaniczną i nie da się tego cytować ani przytaczać, niestety.

Wybuchom radości, rozczulenia i sentymentalizmu nie było końca, przy okazji powyciągałam zdjęcia, pamiątki poupychane w gustownych pudełeczkach w kwiatki, zalegających kilogramami pod łóżkiem, odpaliłam płyty z ulubiona muzyką z tamtego okresu. Pamięć jest uboga powiadam wam i dopiero na podstawie zebranego materiału dowodowego da się pewne rzeczy przywołać i odtworzyć. Na przykład zapach kanadyjskiego lata. Widok szarych wiewiórek masowo okupujących trawniki. I smak najlepszych lodów na świecie. I hałas kasyna z którego przez ogromne okna można podziwiać wodospad Niagara (jedynie do północy, gdyż po dwudziestej czwartej wodospad zostaje pozbawiony wszelkiego oświetlenia i można go słuchać w pobliskim parku, w zupełnych ciemnościach, co samo w sobie jest doświadczeniem zupełnie niezwykłym – potwierdza to okazjonalna notka pełna wykrzykników i nieprzyzwoitych zachwytów). No właśnie.
Fajne to były czasy, powiedziała staruszka osiadła w bujanym fotelu, okrywając kolanka wełnianym pledem, czego zupełnie nie można powiedzieć o obecnych.
Obecne czasy wypadają w porównaniu bardzo miernie, bardzo.

Obecne czasy charakteryzują się napięciem w pracy związanym z zapowiadanymi masowymi zwolnieniami (czym jakoś szczególnie się nie przejmuję, ponieważ mam sto dwa plany awaryjne na taką ewentualność, ale atmosfera ewidentnie mi się udziela) oraz jednym dominującym nad wszystkim uczuciem tęsknoty. Na żadne inne chwilowo sobie nie pozwalam.
Poza tym wiem już prawie na pewno, że nie zapnę w tym roku butów narciarskich, co układa moja buzię w podkówkę. Miały być na ten sezon Fischerki atomowe, a nie będzie niczego!

Posłucham sobie wobec tego Premiera, wypiję kakao, skupię się na tym co dziś bo wszystko co dalej to albo czarna dziura albo czarna dupa.
[Komedie Panie, wokół odbiornika radiowego zebrała się grupka ciekawskich, wszyscy w ciszy i skupieniu słuchają expose jakby za chwilę Pan Premier szanowny miał ogłosić co najmniej trzecią wojnę światową, kryzys ma wielkie, wilcze oczy]

* Swoją drogą jak człowiek mało wie na temat możliwości narzędzi, którymi posługuje się na co dzień. Moje małe google mają swoje wielkie tajemnice.

5 komentarze:

Bohaterka pisze...

102 plany a tylko 6 żyć, no nie wiem, nie wiem, musisz się mocno sprężać ;)

Mandarynka pisze...

archive.org , odnajdziesz każdą literkę kiedykolwiek opublikowaną szerszemu audytorium. każdy wielokropek też:)

Anonimowy pisze...

Widać staruszka ;) przeżyła wspaniały czas w tej Kanadzie. Być może warto rozważyć posiekanie fotela na kawałki i dorzucenia do kominka, oddanie pledzika do lumpexu a na końcu skok na główkę w Niagarę. Tak czy siak b. polecam ( pewnie jestem z tym spóźniony) film 'Into the wild'. Tak mi się jakoś skojarzyło.

mikitwist.blox.pl

Caerme pisze...

Damy radę z tymi planami, jeszcze 39 lat życia zawodowego przede mną ;) [borze! 39! TRZYDZIEŚCI DZIEWIĘĆ! czujecie to?]

Maniuu tam tylko ścinki niestety, ale kopię dalej ;)

Into the wild jest w moim przypadku filmem absolutnie kultowym ;)

Bohaterka pisze...

Oprócz tego, że koleś generalnie uchodzi za kretyna lub megapechowca, to historia ciekawa ;)
Ale Caerme, nie tędy droga ;)))

Prześlij komentarz