First of all - you dont't know me.
Second of all – you don't know me.
You don't know anything about me. You don't know what I'm made of or where I've come from. You know nothing of my highs or my lows. You don't know how fast I am, how strong I am, how resilient I am. You haven't got a clue what breakfast cereal I eat, what fragrance I wear or who I'm dating. You don't even know my name.
I nawet przez jedną sekundę nie myśl, że jest inaczej.
Nadal in treatment. Ponieważ oglądam w oryginale, skutki są oczywiste. Myślę po angielsku, śnię po angielsku, mam potrzebę zastępowania całych polskich zdań ich lepiej brzmiącymi odpowiednikami.
Niech będzie błogosławiona MyLovingMother, która od dnia moich narodzin sączyła do chłonnego umysłu słówka, linię melodyczną i akcent. Bez tego za nic nie pojęłabym struktur i nie mogłabym sobie ćwierkać swobodnie, a mogę, mimo że opanowanie ortografii własnego, rodzonego języka kosztowało mnie lata tortur i wiadra łez.
Popracowałabym znowu na wygnaniu bo mimo wszystko zapominam, uwsteczniam się i gdzieś mi umyka względna płynność wymowy, a ja tak uwielbiam płynność wymowy. Bez tego dodatkowego języka w gębie czułabym się jak niepełnosprawna.
Jest to także oczywisty syndrom psa Pawłowa.
Obracając delikatne językiem hamerykańskie głoski, wywołuję obrazy wspomnień, klimat południa Kanady, piękno i piekło Bostonu, majestat norweskiej przyrody, smak hiszpańskiego wina, zapach gabinetu w Londynie. Błyszczące oczy Irańczyka. I zajebiście dobrze mi to robi na depresję jesienną, na poczucie bezsensu, bo kurde, to moje życie nie zawsze przecież było takie jak teraz. W zasadzie nigdy nie było takie jak teraz. To co teraz to tylko jakaś forma pośrednia, przyczajka taka.
Zatem. Nadal in treatment.
Sama sobie zadaje pytania i sama sobie na nie odpowiadam.
I wcale mi się nie podoba to co od siebie słyszę.
Istnieje jednak szansa, że to tymczasowe, że natura jest silniejsza od wszystkiego co się dzieje i prędzej czy później znów będę pyskata smarkulą, która cieszy się ze wszystkiego jak dzieciak, że znów nie będzie mi się chciało dorastać, poważnieć i symulować odpowiedzialności, że wyjadę na pół roku na koniec świata, nie mówiąc nic nikomu, tylko po to żeby sprawdzić czy ciągle mnie na to stać. To się gdzieś tam tli w środku, taki mały pożar.
You don't know me.
I do not even know myself.
14 komentarze:
Hm, ze sobą rozmawiać jest najtrudniej. Pacjent nigdy nie ma racji, pacjent zawsze się myli, pamiętasz?
Tak teoretycznie, uznajmy na chwilę, że to nie film, tylko sytuacja rzeczywista. Zwróć uwagę, jaką Paul ma wprawę i łatwość w wyciąganiu ze swoich pacjentów ich rzeczywistych motywacji i nazywania ich faktycznych emocji. A potem, jak to się łatwo odwraca, kiedy wchodzi w rolę, nazwijmy to, pacjenta - kiedy zaczyna stosować identyczne mechanizmy obronne, zaprzecza, przenosi, reaguje agresywnie, twardo broni się przed tym, co dla widza jest jakby oczywiste.
Dla obrony ego wszystko:) odrzucanie interpretacji wynikającej z mechanizmów obronnych i uzyskanie od samego siebie odpowiedzi na pytanie "wtf się tu dzieje, tak naprawdę" jest niesamowicie trudne. Ja na przykład nie bardzo potrafię.
Ja też nie, nawet mniej niż nie bardzo, chyba jakoś tak.
To jest właśnie mega fascynujące, że on, doskonały terapeuta, który bezbłędnie wyłapuje najgłębiej poukrywane emocje, sam wobec siebie jest totalnie bezbronny. Gdzie ta mądrość terapeuty?
Podoba mi się także zadawanie pytań, w pauzach pomiędzy kwestiami dopowiadam je sobie, po czym Paul pyta oczywiście o coś zupełnie innego, o coś co moim zdaniem jest oczywiste (a wcale nie jest!)
Testuje na sobie zestawy pytań o te rzeczy oczywiste. I szczerze? Hui mnie strzela. Bo dokładnie tak jak napisałaś, dla obrony ego wszystko! Nawet kurde we własnej głowie. Przede wszystkim we własnej głowie? Ja zwariuje, przysięgam :P
Bo trzeba być sprytniejszym od siebie. Do diagnozy innych stosuje teorię ;-) a do obserwacji siebie potrzebna jest już praktyka ;)))
Dziewczyny, czy ten serial ma jeden scenariusz, czy co kraj to modyfikacja?
Hamerykańska wersja i polska mają ten sam scenariusz (w każdym razie z tego co zdążyłam się zorientować).
On i w teorii i w praktyce daje rade ,gorzej że nie daje rady w samym sobie, coś zupełnie jak ja ;)
Chodziło mi o to, że w autoprzypadku ;-) teoria bez praktyki nie działa ;-) a gdy używa się tylko teorii w stosunku do innych to i owszem. Słowem - terapeuci są swoimi najgorszymi klientami, bo najbardziej przebiegłymi ;-)
pitu pitu takie ;-)
Praktyka bardzo przeszkadza w obserwacji siebie. Terapia poznawcza, która jest podstawą tego serialu, ma za podstawę założenie, że dla obrony swojego ego pacjent stosuje mechanizmy obronne, które terapeuta ma za zadanie wydobyć poprzez prowadzenie pacjenta tak, aby sam doszedł do swoich prawdziwych motywacji i źródeł swoich emocji.
Terapeuta niczego nie narzuca i nie wysnuwa żadnych teorii, a jedynie prowadzi. Rozpoznanie tego, co jest sednem często boli, wywołuje reakcję zaprzeczenia i jest nie do przyjęcia, więc pacjent na pewnym etapie zaczyna zarzucać terapeucie, że ten narzuca mu swoje "książkowe teorie", podczas gdy pacjent tak naprawdę sam do tego dochodzi. Owszem - to dojście często jest wymuszone przez terapeutę, więc następuje przeniesienie odpowiedzialności na terapeutę, bo pacjent zaczyna czuć rzeczywistą kontrolę nad swoim życiem, co z początku go przeraża. Co zresztą też jest pokazane w tym serialu.
Nie pamiętam, żebym oglądała kiedykolwiek tak dobrze napisany scenariusz, powinien być materiałem szkoleniowym na zajęciach z psychoterapii.
Matka jest tylko jedna, jak w tym dowcipie. Dzieciakiem zawsze być warto. Z uporem maniaka powtarzam że w tym jest tajemnica szczęścia. http://www.youtube.com/watch?v=J6-7wfTatEI ;)
mikitwist.blox.pl
O to, to! Ja bym się bardzo chętnie zapoznała z analizą pierwszych trzech odcinków pod kątem warsztatu terapeuty.
Jestem bardzo zaskoczona jak mnie to wkręciło.
@Panie Miki Papa dance? Witki mi opadły.
ja jakoś nie pojmuję tej pasji do seriali, ale jestem un peu demode
Ja też nie! Ale to jest wyjątek i dlatego tak się emocjonuje ;)
Ja nie oglądam nałogowo seriali, ale wspominany tutaj już zaczynam ;-)
... ja tam czasem lubię pojeżdzić enerdowską kolejką.
mikitwist.blox.pl
Nie lubię Pitbula, O! ;)
Ja kiedyś tak pięknie mówiłam po hamerykańsku, najtiw spiker, serio. A teraz wychodzi ruska, europa wschodnia pełną gębą, chociaż niektórzy twierdzą, że to holenderski akcent ;)
Prześlij komentarz