czwartek, 27 października 2011

Angela proszę cię nie idź z tym chłopcem na dno

Chciałabym napisać w końcu jakąś sensowną notkę. Notkę o czymś, a najlepiej o czymś ważnym albo pięknym. Pozwolić żeby strumień świadomości oderwał się na chwilę od wewnętrza i skupił na zewnętrzu, bo ileż można o własnych rozterkach emocjonalnych, ileż można nurzać się w jesieni i depresji.
Bo przecież to nie tak jest, że usiadłam nad brzegiem rzeki i płakałam.

Obawiam się jednak, że niewiele z tego wynika dla funkcji blogowych. Paluszki smyrające klawiaturę najchętniej układają smutne słowa protestu przeciwko złemu światu i złym ludziom go zamieszkującym. Nic nie poradzę, tak być musi.
Nie jest mi już nawet wstyd mimo że nie spełniam standardów i popełniam wszystkie możliwe błędy.
Nie jestem TWARDA i NIEWZRUSZONA, nic po mnie nie spływa, zamiast tego wsiąka, nie mam pancerza ani muszli wapiennej, a także mam głębokie poczucie puchy oraz bardzo realnego bezsensu wszystkiego.

Ale za to potrafię sobie idealnie dobrać ścieżkę dźwiękową do stanu ducha.
Wspominałam już, że uwielbiam stan w którym czuję się jak w filmie? Dostrzegam szczegół, barwy, faktury, zapachy, na które zwykle nie zwracam uwagi, podnoszę wysoko głowę, wypinam wątłą pierś i przez moment oddycham inaczej, łapię chwile zgodnie z wyświechtanym internetowo carpe diem (carpie jem?) i zupełnie przestaję się bać. No bo, Mała, to tylko film przecież.
Jestem pewna, że wtedy w oczach błyszczy mi to co najbardziej lubię, gdy mi błyszczy – wolność. Na przykład.

No ale muzycznie miało być.
Ja wiem, że w niektórych środowiskach i rejonach estetycznych słuchanie łódzkiego zespołu Coma to obciach, żal i porażka. Bo herbata wzniosła krzyk u sąsiada, bo niewierne suki demagogii nakarmione śpią, bo w kolejnej odsłonie skurwił się znojnie, a także ponieważ zaprzepaszczono siły wielkiej armii świętych znaków. A mnie to drodzy państwo lotto.
A ja na przykład lubię, a ja wręcz miewam ciary to tu, to tam od tych roguckich tekstów zawiłych mniej bądź bardziej ale poetyckich tak, że mam ochotę gościa uściskać za wywalanie moich flaków wprost na ścieżkę dźwiękową (bardzo profesjonalną zresztą).
Mają chłopacy tę epickość niezwykłą, pogmatwanie i klimat, który jakoś przemawia do moich potrzeb estetycznych. Kto ma dziś w Polsce jaja, żeby nagrywać komercyjną rockową płytę z dziesięciominutowymi utworami?
Ale nowa płyta ma tylko jeden taki numer (mój ulubiony swoją drogą nie tylko dlatego, że trwa bez mała dziesięć minut i nie dlatego, że rogaś melorecytuje tymi swoimi po aktorsku wyartykułowanymi głoskami, które usidlają bezbłędnie mój logopedyczny zmysł słuchu, ale przede wszystkim dlatego, że utwór jest o krwi! Dzięki ci Como za to przypadkowe nawiązanie do stanu rzeczy).

Chciałam jednak zaprezentować państwu inny utwór, dla sekty (fanów znaczy się) absolutny i bezdyskusyjny numer jeden czerwonego albumu. Los cebula i krokodyle łzy to się nazywa i jest doskonałą próbką całej działalności zespołu, o to w nim chodzi, na tym się opiera, komu robi dobrze ten Comę pokocha, kogo mierzi i drażni ten Comy kochać nie będzie, a wręcz przeciwnie, niestety.
Jak bardzo te kilka minut odpowiadają memu wnętrzu zostawię dla siebie, powiem jedynie „Lubię to!”, zajebiście niebezpiecznie to lubię*.



*(a jeżeli lubisz i ty zajrzyj tu, polubisz jeszcze bardziej, a potem tu już trzeba kupować bilet na koncert ;)

9 komentarze:

Kot Pik pisze...

No jak ktoś mówi, że to obciach, żal i porażka, to tylko tego kogoś żal i to dla niego obciach i jego porażka.
Ja nie lubię Comy, w ogóle nie gustuję w tej odmianie rocka, ale nawet nie lubiąc wiem, że panowie znają się na tym, co robią i robią to dobrze.
A nawet gdyby nie - to wara ludziom od tego, czego lubią słuchać inni. O!

Anonimowy pisze...

no, to ja z tych, co trawią w minimalnych dawkach. po pierwsze ze względu na teksty, po drugie - na brak umiaru, takie naćkanie wszystkiego. pojedyncze piosenki zniosę, więcej niestety nie.

Anonimowy pisze...

Bohaterpozytywny : Ja się comie od jakiegoś czasu przyglądam. A zaczęło się od wysłuchania kłótni na ich temat, podczas której jedna strona mówiła "kooochaaam", a druga "bez.na.dzie.ja". A że lubię sobie sama zdanie wyrobić... I wiesz co, wysłuchałam ten utwór i jest dobrze, będzie z tego uczucie ;-)

Kot Pik pisze...

Dio byś posłuchała ;P

Caerme pisze...

A ten zaś swoje ;)

A z Comą to właśnie jakoś tak dziwnie, albo ludzie kochają albo nienawidzą, rzadko kto ma odczucia letnie i zdystansowane ;)

Anonimowy pisze...

@Caerme - no to ja już jestem po jasnej stronie mocy ;-)

@Królik - jestem wszechstronnym zwierzęciem muzycznym, ale takich klimatów jak Dio, jako jednych z nielicznych, akurat nie lubię, zgrzyt gitary i ten oldskulowy zaśpiew wokalisty :)))

Napisz proszę, że nie nosisz długich włosów związanych w kucyk!


Bohaterka

Caerme pisze...

Zakład, że nosi?! ;)
Rękę (lewą!) dam se uciąć, że nawet jeżeli nie nosi to nosił, znam ja ten typ ;)

Kot Pik pisze...

@Anonimowa Bohaterka - już nie noszę ;)

Anonimowy pisze...

Ikonka skaczącego radośnie ludzika ze skypea!
;-)
B.P.

Prześlij komentarz