poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Sieze 32

Czasem słońce, czasem deszcz i szlag by to wszystko trafił bo już sama nie wiem czy sukienkę nosić czy kalosze. A może kalosze w kwiatki, do sukienki plus wielki parasol? Wszystko jedno zresztą.
Po wczorajszym wspinaniu boli mnie cały człowiek. Jedyne co nie boli to dłonie, a to znaczy, że nie dałam z siebie wszystkiego, choć na miejscu byłam w stanie przysiąc, że pot kapie na posadzkę i spływa po linie cienką strużką. Dziwne to było, wspinanie bez... Niby zupełnie nie to samo, niby gromada bezsensu czająca się za każdą komendą. „Złapiesz mnie?” - so wrong on so many levels.
Ale i tak dobrze zmęczyć tego całego, zaskorupiałego w pozycji dopasowanej do wyprofilowanego krzesła, rozleniwionego, nierozciągniętego człowieka. Śpi człowiek po tym jak zaatakowany twardym narzędziem w potylicę i jest to sen dobry i sprawiedliwy.
O tym, że nic nie jadłam przypomniałam sobie o 23.45, pomiędzy jednym rozdziałem pasjonującej książki o pająku, a drugim. Zniechęcona poszurałam kapciuszkami w niebieskiego tygrysa do kuchni w poszukiwaniu pomidora, bo to taki mój rytuał biologiczny – po upływie 24 godzin od ostatniego posiłku jedynym przyswajalnym przez mój układ trawienny towarem spożywczym jest pomidor. Konsumując z zapałem to nieszczęsne warzywo doznałam iluminacji, że oto nadeszła najwyższa pora udać się do specjalisty od głowy. Normalni ludzie nie zapominają o tym, że mają jeść, zwłaszcza w wolną niedzielę! Normalni ludzie nie żywią się pomidorami, papierosami i winem, nie wściekają się na słoneczną pogodę, nie narzekają na długie weekendy. Normalni ludzie nie myślą monotematycznie i nie budzą się ze strachu przed koszmarami.
Ehhh fajnie by było móc się pochwalić przed światem swoją niespotykaną siłą, swoją niezależnością i odpornością na wszelkie wstrząsy, powiedzieć, że spływa to po mnie jak po gęsi i że w ogóle to ze mnie jest taki mały taran ale się nie da, bo o ile służbowo i towarzysko wszyscy mogą mi nagwizdać, o tyle w osobistych pieleszach staję się bezbronnym mięczakiem bezskorupnym.
Byłam już tu kiedyś pasztetem, mogę być także mięczakiem. Widać postęp w ewolucji, choć to ciągle stan zdecydowanie poniżej możliwości.

Chyba czas wyjść z pracy.

8 komentarze:

kot pik pisze...

"Normalni ludzie nie zapominają o tym, że mają jeść [...]" - no to już się wyjaśniło, zawsze się zastanawiałem, dlaczego od wielu lat potrafię nie jeść nieraz nawet całą dobę, bo mi wyleciało z głowy ;)
Różnica taka, że nie żywię się papierosami, pomidorem i winem, tylko jak już, to papierosy, majonez i tiger ;)

Ciekawski pisze...

Ciekawej jak by zblenderowac wino z owocami...

Caerme pisze...

Majonez? Blee

Wino z owocami? Chyba lepszy jednak ten Jan III Sobieski. Chyba raczej na pewno.

kot pik pisze...

Co bleeee? Jak bleee? ;)
Dobry majonez to podstawa ;)

Mandarynka pisze...

Specjalistka od głowy poleca się. Czas wrócić do zawodu wyuczonego, tak.

kuzu pisze...

"Dziwne to było, wspinanie bez..."
wspinalas sie bez asekuracji ?

Caerme pisze...

nienienie nienie, to zupełnie co innego. Żywcowanie mnie nie kreci, nawet na panelu.

kot pik pisze...

Nie chodzi o to, bez czego, tylko bez kogo, tak?

Prześlij komentarz