Wdech. Wydech.
Tylko spokojnie. Oddychamy.
Czuję się jak zwierzę zamknięte w klatce. Nie ważne w którą stronę zrobię krok – ściana. Obijam się o te ściany, walę głową w ten sam mur. Czasami czekam spokojnie, czasami gotuję się z wściekłości i nieustannie myślę. Nieustannie. Odpalam jednego papierosa od drugiego i szukam jakiegokolwiek wyjścia. I cholera jasna nie wiem, nie wiem nic poza tym, że cokolwiek nie zrobię, trafiam na ścianę. Nie potrafię po prostu usiąść i czekać, nosi mnie, rzuca po klatce, nie potrafię nie działać, nie potrafię bezsensownie czekać, gdy wiem, że czas ucieka i jeżeli nie zorbie tego teraz to nie zrobię nigdy.
Porywanie się z motyką na burzę z piorunami, próbując ją przekonać nędznym narzędziem, że najwyższa pora oddać scenę słońcu ma sens żaden ale czasami nic innego nie pozostaje.
Marzę tylko o tym, żeby pozbyć się tego kowadła, które przygniata moją klatkę piersiową i od miesięcy nie pozwala normalnie oddychać, żeby przestać zaciskać do bólu szczęki i wyrzucić z siebie ten huragan, który przetacza się pod sklepieniem czaszki.
Idę prosto, z wysoko podniesioną głową, na dziesięciocentymetrowych obcasach nie da się inaczej. Uśmiecham się uprzejmie, mówię logicznie i konkretnie, a pod cienką warstewką podkładu i profesjonalizmu tli się nawałnica i cholernie boję się, że któregoś dnia nie utrzymam jej pod kontrolą, że eksploduje z całą siłą skumulowaną przez te kilka miesięcy trzymania jej w ryzach, jeszcze nigdy nie byłam tak blisko tego momentu.
Czwarty miesiąc, czterdziesta butelka, pięćdziesiąta paczka papierosów. Czas mija, krok do przodu, dwa kroki do tyłu.
Do you really want?
Do you really want me?
Do you really want me dead?
Or alive to torture for my sins?
- Co się dzieje dziewczyno?
- To tylko zmęczenie, pogodą, bark urlopu, ruchu, przestrzeni. To tylko strach, który paraliżuje, a z mózgu robi zmiksowaną breję. To tylko samotność wśród tłumu.
- Przetrwasz!
- Przetrwam?
- Dostajesz tyle ile możesz unieść.
- Bullshit! Powiedz to wisielcowi, mądralo. Nie kocham, nie lubię, nie szanuję. Siebie. Bo nie wiem co zrobić, a bezsilność jest takim rodzajem słabości z którym nie potrafię się pogodzić.
- Porozmawiaj.
- Nie ma nic więcej do powiedzenia. Wszystko zostało powiedziane miliony razy, za to żadna z obietnic nie została spełniona.
- Kim jesteś?
- Ważne kim byłam, dziś jestem twoim koszmarem.
6 komentarze:
Przetrwasz. Wszystkie odpowiedzi masz w sobie. To że je odnajdziesz i to że jeszcze nie raz będziesz szczęśliwa jest tak pewne jak to ze po burzy przychodzi slonce potem znow burza potem znow...
Nie zawsze warto być zbyt spokojnym na siłę.
Czasem trzeba pozwolić sobie na eksplozję, bo uspokojenie, które po niej przychodzi, jest dużo prawdziwsze, niż to, które jest tylko odsuniętym w czasie wybuchem.
jakaś rozchwiana emocjonalnie jesteś. dlugiej wędrówki ci trzeba. Niekoniecznie takiej po gorach, choć i ta jest wspaniała - taka od wschodu do zachodzu słonca. zmęczysz się, to ci przejdzie kręciołek.
Palenie zle jest. palenie niedobre. to zła droga.
question:
Jaki Ty właściwie masz cel w życiu, marzenie, które chcialabyś spelnić w najbliżyszm czasie ?
@Wiem mądralo, wiem ale czasami nie czuję jak należy.
@kocie masz rację i ja to wiem, gorzej że nie potrafię zrobić tego inaczej niż przelewając na papier także ten wirtualny, zaprogramowałam się na spokój, jak się okazuje niezbyt mądrze.
@kuzu Cel, marzenie? Wrócić do równowagi. Zazdroszczę ludziom którzy w każdej sytuacji potrafią być stabilni emocjonalnie.
O wielu rzeczach tu nie piszę, bo wolę skupiać się na tym co odciąga moje myśli od koszmaru, bo wolę udowadniać sobie że pomimo koszmaru mogę żyć i oddychać. Nie zawsze się udaje.
Powodzenia i siły życzę. Dasz radę! I będziesz silną kobietą! Idąc w obcasach po tych błotach! Po tych metaforycznych błotach.
Więc wybuchaj przelewając na papier. Czy prawdziwy, czy wirtualny. Ale wybuchnij. Pozwól sobie na mocny wybuch.
Prześlij komentarz