Nie chce jechać na żaden urlop!
I proszę nie pukać się znacząco w gładkie czółka, wiem co mówię.
Dwa tygodnie bezczynności przerażają mnie bardziej niż praca po czternaście godzin na dobę, sześć dni w tygodniu, w obcym kraju. Seriously! Nie chcę iść na żaden urlop. Wystarczy, że posiedzę kilka godzin w domu i już ogarniają mnie dziwne stany emocjonalne w związku z którymi przysysam się do butelki wina. W prawdzie alkoholizm hoduję również poza domem ale społeczne pijaństwo zupełnie inaczej wpływa na morale, zwłaszcza w połączeniu z głupawką i gadulstwem.
Nie mam najmniejszej ochoty zaburzać rytmu w który ostatnio popadłam – praca 10h, suszenie włosów, malowanie paznokci, tusz do rzęs i zmienny element społeczny znęcający się nad butelką czegoś pysznego i naprocentowanego.
Boziu śliczna, to zaczyna przypominać blog przyszłego członka AA, który akurat ma zniżkę formy. Nieważne.
Co gorsza I. wymyśliła, że w związku z piękną jesienią tego lata zabierze mnie do KURORTU! Arabskiego. Ewentualnie greckiego.
Do Egiptu w sumie wybrałabym się bardzo chętnie ale na kurs nurkowania w BlueHole (na który obecnie mnie zupełnie nie stać), a nie na leżenie wielorybem na plaży, która plażą jest jedynie z nazwy.
Do Turcji mogłabym ewentualnie ale na wspinanie i nurkowanie, a nie na leżenie, nawet jeżeli na plaży Kleopatry, poza tym tam to już zupełnie nie odpędziłabym się od niepotrzebnych skojarzeń.
Do Tunezji nikt mnie nie zmusi już nigdy w życiu! Nawet dla I. tego nie zrobię, każde poświęcenie ma swoje granice.
A Grecy... no cóż, może i byłoby zasadne wspieranie kolebki europejskiej cywilizacji naszymi bezkryzysowymi złotówkami ale mam przeczucie, że mogłoby mi się tam nie podobać. Pewnie jestem uprzedzona.
Obiecuję zatem, że podejmę walkę o Barcelonę, Rzym albo chociażby Mediolan, bo o prowincji niestety mogę jedynie pomarzyć. Skoro już muszę koniecznie ruszyć tyłek to niech to chociaż będzie jakaś przyjemna okolica.
Pozostając w temacie przyjemnych sposobów spędzania wolnego czasu, poniżej świetny pomysł pracowników google.pl. Wzruszyli mnie i poruszyli struny wyobraźni. No sami pomyślcie, malunią łupinką przez ogromny, zły, zimny ocean. Prosto do Tokyo. Jeżeli któregoś dnia obudzę się z silną potrzebą popełnienia samobójstwa to będzie to metoda najlepsza z możliwych ;)
A z wczorajszej babskiej imprezy, na którą dotarłam jedynie dzięki nieustającej opiece sfer niebieskich (tylko cudem moje auto przetrwało konieczną przemianę w amfibię) , wyszłam z naręczem pysznych lektur i nie mogę się doczekać wieczora. Czynnik towarzyski musi zaczekać bo ja będę dziś czytać i jeść pyszne ciasto, które ukręciłam własnymi rękoma* z okazji jesieni. Poza tym, i jest to ogromnie ważna informacja, dzięki pożyczonemu stosikowi przycicha potrzeba natychmiastowego udania się do księgarni, choć dla równowagi CGM obudziła we mnie dzikie pożądanie w równie niebezpiecznym temacie. Luxtorpeda robi furorę w świecie polskiego mocnego grania, a Tomasz Budzy Budzyński podobno także trzyma poziom. Oj, no chyba na dwie świeżutkie, pachnące płytki to mnie stać, prawda?
Weekend w stolicy? Noc u Hondy?
Brzmi nieźle.
Ale uprzedzam że będę stawiać warunki ;)
* Ci którzy mnie znają wiedzą jak bardzo mało prawdopodobne jest to zdanie, a jednak! Byłam w kuchni i ukręciłam ciasto (takie prawdziwe, a nie z torebki!)! Brawa, oklaski, dyplomy. Nagrody rzeczowe proszę wysyłać na adres firmy ;)
4 komentarze:
a może Toskania ?
ja ten rytm właśnie zaburzam z lubością :) czasem trzeba, inaczej to tylko ta butelka wina ratuje...
Nie jest to to, co tygryski czy inne koty lubią najbardziej, ale miło slyszeć, że Litza znów włączył fuzza ;)
@Krzyś Niee bo tam trzeba sobie samemu kawę nosić do stolika ;)
@portaceleste prawda, lepiej nie dopuścić do sytuacji w której to ta butelka będzie obiektem od którego należy w te pędy uciekać ;)
@kot.pik True, true, to se newrati jak mawiają sąsiedzi ...
Prześlij komentarz