piątek, 29 lipca 2011

Kajakiem do Tokyo

Nie chce jechać na żaden urlop!
I proszę nie pukać się znacząco w gładkie czółka, wiem co mówię.
Dwa tygodnie bezczynności przerażają mnie bardziej niż praca po czternaście godzin na dobę, sześć dni w tygodniu, w obcym kraju. Seriously! Nie chcę iść na żaden urlop. Wystarczy, że posiedzę kilka godzin w domu i już ogarniają mnie dziwne stany emocjonalne w związku z którymi przysysam się do butelki wina. W prawdzie alkoholizm hoduję również poza domem ale społeczne pijaństwo zupełnie inaczej wpływa na morale, zwłaszcza w połączeniu z głupawką i gadulstwem.
Nie mam najmniejszej ochoty zaburzać rytmu w który ostatnio popadłam – praca 10h, suszenie włosów, malowanie paznokci, tusz do rzęs i zmienny element społeczny znęcający się nad butelką czegoś pysznego i naprocentowanego.
Boziu śliczna, to zaczyna przypominać blog przyszłego członka AA, który akurat ma zniżkę formy. Nieważne.
Co gorsza I. wymyśliła, że w związku z piękną jesienią tego lata zabierze mnie do KURORTU! Arabskiego. Ewentualnie greckiego.
Do Egiptu w sumie wybrałabym się bardzo chętnie ale na kurs nurkowania w BlueHole (na który obecnie mnie zupełnie nie stać), a nie na leżenie wielorybem na plaży, która plażą jest jedynie z nazwy.
Do Turcji mogłabym ewentualnie ale na wspinanie i nurkowanie, a nie na leżenie, nawet jeżeli na plaży Kleopatry, poza tym tam to już zupełnie nie odpędziłabym się od niepotrzebnych skojarzeń.
Do Tunezji nikt mnie nie zmusi już nigdy w życiu! Nawet dla I. tego nie zrobię, każde poświęcenie ma swoje granice.
A Grecy... no cóż, może i byłoby zasadne wspieranie kolebki europejskiej cywilizacji naszymi bezkryzysowymi złotówkami ale mam przeczucie, że mogłoby mi się tam nie podobać. Pewnie jestem uprzedzona.
Obiecuję zatem, że podejmę walkę o Barcelonę, Rzym albo chociażby Mediolan, bo o prowincji niestety mogę jedynie pomarzyć. Skoro już muszę koniecznie ruszyć tyłek to niech to chociaż będzie jakaś przyjemna okolica.

Pozostając w temacie przyjemnych sposobów spędzania wolnego czasu, poniżej świetny pomysł pracowników google.pl. Wzruszyli mnie i poruszyli struny wyobraźni. No sami pomyślcie, malunią łupinką przez ogromny, zły, zimny ocean. Prosto do Tokyo. Jeżeli któregoś dnia obudzę się z silną potrzebą popełnienia samobójstwa to będzie to metoda najlepsza z możliwych ;)

A z wczorajszej babskiej imprezy, na którą dotarłam jedynie dzięki nieustającej opiece sfer niebieskich (tylko cudem moje auto przetrwało konieczną przemianę w amfibię) , wyszłam z naręczem pysznych lektur i nie mogę się doczekać wieczora. Czynnik towarzyski musi zaczekać bo ja będę dziś czytać i jeść pyszne ciasto, które ukręciłam własnymi rękoma* z okazji jesieni. Poza tym, i jest to ogromnie ważna informacja, dzięki pożyczonemu stosikowi przycicha potrzeba natychmiastowego udania się do księgarni, choć dla równowagi CGM obudziła we mnie dzikie pożądanie w równie niebezpiecznym temacie. Luxtorpeda robi furorę w świecie polskiego mocnego grania, a Tomasz Budzy Budzyński podobno także trzyma poziom. Oj, no chyba na dwie świeżutkie, pachnące płytki to mnie stać, prawda?

Weekend w stolicy? Noc u Hondy?
Brzmi nieźle.
Ale uprzedzam że będę stawiać warunki ;)

* Ci którzy mnie znają wiedzą jak bardzo mało prawdopodobne jest to zdanie, a jednak! Byłam w kuchni i ukręciłam ciasto (takie prawdziwe, a nie z torebki!)! Brawa, oklaski, dyplomy. Nagrody rzeczowe proszę wysyłać na adres firmy ;)

4 komentarze:

Krzyś pisze...

a może Toskania ?

Anonimowy pisze...

ja ten rytm właśnie zaburzam z lubością :) czasem trzeba, inaczej to tylko ta butelka wina ratuje...

kot pik pisze...

Nie jest to to, co tygryski czy inne koty lubią najbardziej, ale miło slyszeć, że Litza znów włączył fuzza ;)

Caerme pisze...

@Krzyś Niee bo tam trzeba sobie samemu kawę nosić do stolika ;)

@portaceleste prawda, lepiej nie dopuścić do sytuacji w której to ta butelka będzie obiektem od którego należy w te pędy uciekać ;)

@kot.pik True, true, to se newrati jak mawiają sąsiedzi ...

Prześlij komentarz