Zmiany czasami muszą mieć miejsce, a że u mnie ostatnimi czasy wszystko zmienia się jak w kalejdoskopie, rykoszetem ucierpiał także blog. Mam nadzieje, że zmiana pozytywna i akceptowalna.
W sobotę ogarnięta szałem sprzątania i ponownego wyrzucania wszystkiego co kurz zbiera, a także dysk zaśmieca, latałam ze ściereczką jak nie przymierzając motylek, podśpiewując w duecie z Eską Rock, zgarniając wszystkie zachomikowane, niepotrzebne przedmioty do czarnego wora pogrzebowego. I było mi całkiem zajebiście, trzeba przyznać. Do czasu.
Znacie państwo kreskówkę o strusiu i kojocie?
Oglądałam w dzieciństwie za pomocą satelity hotbird na CartoonNetwork, dzięki któremu to kanałowi, tak swoja drogą, udało mi się bezboleśnie i nieinwazyjnie nauczyć języka obcego w stopniu całkiem zadowalającym (niestety bez jakiejkolwiek wiedzy na temat gramatyki czy pisowni ale za to z doskonałym wyczuciem) i strasznie współczułam temu biednemu kojotowi, który ciągle przygniatany był przez jakieś głazy, kowadła, ciężarówki, spadał z wysokości, wpadał pod lokomotywy albo przeżywał kolejne eksplozje lasek dynamitu. Biedny, chudy kojot. Nigdy za to nie lubiłam przemądrzałego, nadętego strusia.
Pisze o tym ponieważ biegając po chałupce ze ścierą w reku, podśpiewując i nawet odrobinę tańcząc, gdy nikt nie widział, poczułam się jak kojot.
Wystarczyła jedna, jedyna myśl, która runęła mi na łeb jak kowadło. Zwizualizowałam sobie w przypływie lekkiej paniki wystające spod kowadła kończynki wskazujące cztery strony świata, wybałuszone gałki oczne, rozsypane ząbki i język jak czerwony dywan przed KodakTheatre, miazga i masakra. Ale kojot wszystko przetrwa, więc zebrałam się w sobie, pozbierałam ząbki, oczka umieściłam w oczodołach, schowałam język bo nie wypada pokazywać światu ale do równowagi nie wróciłam do wieczornej sesji alkoholowej.
No, WTF!
Nie tak się mózgu umawialiśmy!
Strasznie irytuje mnie to rozsypywanie się na kawałki bez szczególnego powodu, tylko dlatego, że myśli wędrują tylko sobie znanymi ścieżkami i wcale nie chcą poddać się moim namowom i po prostu przestać zapuszczać się w te nieprzyjemne rewiry. Przecież nie wymagam zapominania na zawsze i całkowicie, proszę tylko o brak niespodzianek i nie wyciągania pewnych treści bez upoważnienia wydanego przez system nerwowy.
Ponownie zwracam się o pozytywne rozpatrzenie mojego wniosku, do cholery!
Dobrze, że była to sobota i dobrze, że był czas i okazja do świętowania.
Wcześniej zrobiłam sporą rundkę autkiem po lasach, testując możliwości akustyczne granatowej puchy. Słabo i cieniutko ale coś na to poradzimy. Anyway, uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam nocne rajdy. A gdy wypadam z lasu prosto nad rzekę, dookoła jest ciemno jak w d..., w pośladkach, cicho i spokojnie to mam ochotę zostać tak na zawsze.
A potem już była niedziela, bezbolesna o dziwo.
I wypad w przyrodę w doskonałym towarzystwie.
Pomijając zbędne gadanie przedstawiam kilka chwil zapisanych na matrycy ;)
7 komentarze:
Świetne to drugie zdjęcie, el Coyote! :) Ja bym Ciebie delikatnie doświetlił lampą (Pan może pozostać cieniem ;)), ale kadr mi się bardzo podoba. :)
Nie, nie, nie! Miało być tajemniczo ... ;) Jest też wersja w której lampa zadziałała ale ja wolę tak ;)
Ale delikatnie doświetlić ;) Żeby nadal było tajemniczo, ale nie tak ciemno ;)
zmiany. kazdy sie ich boi a przeciez zmiany dobre sa :)
nie lubie przedmiotow. bo dosc latwo sie do nich przywiazuje. a ja nie lubie uzaleznien. poza tym kurza sie i wypadaloby posprzatac. A czy widzial ktos faceta ze scierka ? Nie lubie kiedy dom wyglada jak stragan na odpuscie. dzisiatki bibelotow, figurek, dzabanuszkow, swieczek, maskotek, flakonikow po kosmetykach i wszechmogacy wie co jeszcze. wyjatkiem sa pamiatki z podrozy.
zdj nr 2 - ciekawe. jak by dobrze ujac wyszloby jakby chodzil po wodzie. I wsystko pieknie tylko cos w kadr weszlo na pierwszym planie po prawej stronie ;)
Bardzo dowcipne Panie kuzu, bardzo ;)
Szanowna i wielce czcigodna Pani Caerme, tylko nie per Pan... :)
Ehhh, ciągle się zapominam. Uznajmy że to taki zły nawyk z pracy ;)
Prześlij komentarz