Koszmary opuściły granice snu i z krwawym impetem przedostały się do rzeczywistości.
To banalne.
Wsiadasz do samochodu i jak co dzień wracasz do domu, drogą znaną na pamięć do tego stopnia, że jesteś ją w stanie przejechać z zamkniętymi oczami i wyliczyć każdy ubytek w nawierzchni, mimo że po ostatniej zimie pozostało ich nie mało.
I umierasz.
Tak po prostu, w ułamku sekundy, zmasakrowany przez wbijającą się w twoje ciało kierownicę.
I nikt nie jest ci w stanie pomóc bo jest już za późno.
I giniesz dlatego, że w tym pojebanym narodzie, jak wskazują statystyki istnieje grupa superkierowców, nadkierowców! którym się wydaje, że mimo że nie są w stanie ustać na własnych nogach mogą prowadzić auto!!!
I prowadzą!
I zabijają.
A krew tego człowieka na moich rękach krzyczy o sprawiedliwość, bo sprawca jako, że super giętki w stawach nie zaliczył zadrapania.
Czasami tak potwornie nienawidzę tego cholernego kraju, tej nieskończonej studni głupoty i braku elementarnej wyobraźni, tego kompletnego ignorowania wszelkich przepisów. Tego cwaniactwa, tego buractwa, tego obrzydliwego uśmieszku „bo mi się uda”, tej słomy w butach i złotych łańcuchów, dresów ortalionowych i plucia na chodnik, powszechnego pędu na studia wyższe, coniedzielnych mszy i spowiedzi na Wielkanoc.
Opłat za sakramenty i poległych pod Smoleńskiem, pensji minimalnych i emerytur mundurowych, wymachiwania szabelką i „Boże coś Polskę”, tego Chrystusa narodów, tego zaścianka przeklętego, głupiego i ciemnego, fanatyzmu, nienawiści do wszystkiego co inne.
Ogrom pracy u podstaw do wykonania, przeogrom.
Spierniczam w polski las.
Bo kocham.
Frustracja minie bo nie ma miejsca na ziemi wolnego od głupoty, a i nienawiść nie jest dla mnie w żadnej mierze naturalna, ot, zwykły odruch buntu przeciwko.
0 komentarze:
Prześlij komentarz