Stoi mi nad głową człowiek z mikrofonem. Stoi i mówi, mądrze i do rzeczy, na temat wieloletnich planów inwestycyjnych. Chętnie bym się nad tym zatrzymała, pochyliła, zainteresowała i rozważyła, przeszkadza mi jednakowoż nieznośny, tępy ból głowy.
Zrozumiałabym, gdybym wczoraj zgrzeszyła nieumiarkowaniem w jedzeniu i piciu, zwłaszcza w piciu. Ale nie, nic z tych rzeczy. Tryb życia stał się raczej osiadły i domowy, śniadanka, kolacyjki, mycie okien, te sprawy, sami Państwo rozumią.
Zatem skąd ten ból nieznośny, przeszywający czaszkę rozżarzonym do czerwoności prętem, który wbija się w korę mózgowa trzy centymetry nad linią lewej brwi, a wyłazi gdzieś na styku rdzenia kręgowego z mózgiem właściwym. No wiecie gdzie. Tam z tyłu.
BOLI.
I to wszystko. Ten ból nieznośny, mdlący, rozpraszający wszelkie logiczne myśli to jedyny element intensywny. Reszta się rozpływa.
Świecie, ty zaczekałbyś na mnie chwileczkę, co?
Bo zaplątałam się pomiędzy tym czego chcę, a czego chcę bardziej. Pomiędzy spokojem, a sztormem. Świętym stoicyzmem, a południową natura choleryczki. Powagą, a odwagą.
Muszę się napić, muszę coś zrobić, porozmawiać, powymyślać, pomarzyć, pobrykać. Wsiąść w samochód i wyjechać. Przez chwilę nie liczyć. Złapać trochę światła na siatkówkę i wilgotnego powietrza w płuca.
Stałam dziś na balkonie, słońce paliło twarz, a bose stopy marzły od wychłodzonego podłoża i lekkiego, porannego wiatru, skojarzenie szybkie jak myśl, obraz jasny jakby to było wczoraj. Tak dawno nie byłam w górach, w lesie, nie dotykałam skały, mrówki nie gryzły mnie w tyłek. Tęsknię.
Czasami jeszcze trochę tęsknię choć priorytety już inne, sięgające dalej, tylko żeby już, nareszcie, choć trochę inaczej.
Lipiec. Niech już się stanie.
1 komentarze:
amen.
Prześlij komentarz